Słodko nie znaczy łatwo. To taki sam biznes, któremu trudno było zaistnieć w PRL-u, a później utrzymać pozycję na rynku. Ale to nie czasy komuny, a dwa miesiące zamknięcia w pandemii wirusa przyniosły największy kryzys w historii prosperującej firmy. Wartości rodzinne i odpowiedzialność pomogły jej przetrwać najtrudniejsze tygodnie. Pasja pomaga się dźwignąć po zapaści. Są z nami na dobre i na złe, już w drugim pokoleniu. Od 8 lat w samym sercu starówki czekają z dobrą kawą i ciastkiem.
W czerwcu 1970 r. cukiernik Marian Meryk otworzył w Głogowie swój pierwszy lokal przy ul. Morcinka. Start w naszym mieście wymagał 3 lat starań. - Tata opowiadał, że chciał szybciej otworzyć cukiernię w Głogowie, ale nie dostał na to pozwolenia - wspomina Marcin Meryk (40 l.), prowadzący rodzinny biznes już od 24 lat. Przejął firmę po rodzicach i rozwinął o własne pomysły. Nie ukrywa, że miał wiele obaw i stresu. - Okazało się, że chyba godnie zastąpiłem tatę, bo ludzie nadal tu są i nas chwalą - ocenia. Głogowianie docenili wypieki Meryka już 50 lat temu i do dziś są im wierni. Odwiedzają wszystkie lokale firmy w mieście. Zwłaszcza kawiarnię w Rynku oferującą wszystko, czego tylko zapragną klienci i czym firma szczyci się z 50 lat doświadczeń. I miejscowi, i turyści zwiedzający naszą starówkę.
Przez ponad 2 miesiące Cafe Meryk przy ratuszu była zamknięta. Teraz znów jest otwarta i nadrabia stracony czas, gdy wszystkie siły były skierowane na przetrwanie firmy. Obroty spadły do 30 proc., ale żaden z 35 pracowników nie stracił pracy. - Jest ciężko, ale do przodu - mówi Marcin Meryk. - Dziękuję głogowianom, że do nas wracają, a widać też nowe twarze - dodaje i zaprasza na "to co zwykle" oraz na lody rzemieślnicze, czyli wyrabiane od podstaw na miejscu, we wszystkich lubianych smakach. Lada dzień takich lodów własnej produkcji będzie można też skosztować z food trucka na Playa del Fuego nad Odrą, koło LOK-u. To dwa kroki od starówki. Ciastka Meryka już tam są.
RED
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz