Około godz. 16 policję wezwała para z małym pieskiem. Opowiadali, że dwa amstafy biegały luzem na trawie, bez kagańców. Gdy usiedli na ławce, by napoić kundelka, jeden z amstafów podbiegł, chwycił go w zęby i tarmosił. - Tak piszczał, myślałam, że mi serce wyskoczy - właścicielka nie wahała się i ruszyła na pomoc psiakowi. - Na mnie też skoczył - mówiła oburzona.
Po wysłuchaniu ich wersji policja zajechała na drugą stronę skwerku, gdzie na ławkach siedziała spora grupa ludzi, w tym dziecko, i trzy amstafy, w tym szczeniaczek. Kobieta z amstafem na smyczy opowiadała, że psy były na smyczy, ale nagle wystrzeliła petarda i jeden się zerwał. Bronili się, że nie biegał luzem.
Właściciele pogryzionego domagali się książeczki szczepień. Właściciel poszedł po nią z psem do domu.
GH
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz