Kto nie był w barze "U Mirka" przy ul. Wspólnej, ten nie może się zwać pełnoprawnym mieszkańcem Grębocic. Mirosław Przybylski, który prowadzi go razem z żoną, zna prawie wszystkich rodzimych mieszkańców.
- Przypadek sprawił, że rozpoczęliśmy z żoną tę działalność - wspomina czasy, gdy odkupili bar od poprzedniego właściciela. Teraz czynny jest dzień w dzień, oprócz poniedziałków. Tak już od 24 lat.
Jakiś czas temu pan Mirek dostał kilka otwieraczy do butelek na pamiątkę i powiesił je na ścianie niepomny tego, co się będzie dalej działo. Goście przychodzili, patrzyli, i... następnym razem wracali z otwieraczem w podarunku. Tak się w Grębocicach już przyjęło, że jeśli gdzieś ktoś wyjeżdża, to przywozi panu Mirkowi otwieracz.
- Znajomi zamiast przysyłać mi kartki z wakacji, przywożą otwieracze - śmieje się pan Mirek. Polskich ma pełno, także z czasów PRL-u. Ale ma także otwieracze z wszystkich kontynentów. Małe, duże, dziwne, śmieszne i zwyczajne. Kolorowe i metalowe czy drewniane, jest nawet jeden ręcznie robiony. Są nawet takie, że trudno się domyślić do czego służą. Co ci ludzie nie wymyślą, żeby otwierać butelki... Z Chin?
- Mam bardzo dużo, przynajmniej kilkanaście - mówi pan Mirek. Wymienia także Wietnam, Australię, Brazylię i Stany Zjednoczone. Ktoś przywiózł i podarował mu otwieracz z Nowego Jorku, ktoś z Las Vegas, które to miejscowości właśnie odwiedził.
RED
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz