Prezydent Rafael Rokaszewicz już pół roku temu zapowiedział, że z ul. Południowej znikną beczki z niebezpiecznymi odpadami. Wciąż jednak tam leży jakieś 3 tys. 600 ton niebezpiecznych materiałów. Miasto płaci za całodobową ochronę i monitoring tego składowiska stworzonego przez tą samą osobę, do której należały odpady, które spłonęły w Jakubowie 24 lipca zeszłego roku. Kiedy wreszcie ktoś je stąd zabierze?
Na ostatnim spotkaniu komisji ekologii, zdrowia, sportu i turystyki pojawiły się nowe wieści w sprawie możliwości wywiezienia i utylizacji substancji z tych beczek. Zastępcy prezydenta Wojciech Borecki poinformował, że miasto rozpoczęło starania o 12 mln zł z rezerwy ogólnej budżetu państwa na utylizację nielegalnego składowiska odpadów. Odpowiedni wniosek trafił już do wojewody.
- Czekamy na pozytywne zaopiniowanie wniosku przez zarządzanie kryzysowe wojewody i przekazanie go do prezesa rady ministrów. To może potrwać ze 2 - 3 tygodnie. Następnie będziemy czekać na odpowiedź ze strony rządowej. Ile to może potrwać? Trudno mi powiedzieć, służby wojewody też nie potrafiły podać przybliżonego terminu - stwierdził W. Borecki.
Miasto bezskutecznie próbowało dotąd w dwóch przetargach - w listopadzie ub. roku i w styczniu tego roku - wyłonić firmę, która zajęłaby się wywiezieniem i utylizacją paskudztwa. Prowadzone były też rozmowy ze służbami wojewody, marszałka województwa, instytucjami ochrony środowiska i ministerstwem środowiska. Na razie bez większego efektu. Jedynie powiat głogowski zgodził się dopomóc miastu przeznaczając dotację celową w kwocie... 30 tys. zł.
- Wiążemy z naszym wnioskiem pewne nadzieje. W wyniku tych naszych rozmów i pism, wojewoda przekazał nam odpowiedź, z której wynika, że biorąc pod uwagę skalę tego zjawiska, to wojewoda może wystąpić o przyznanie środków z rezerwy ogólnej budżetu państwa z przeznaczeniem na wywóz i utylizację tych odpadów - poinformował radnych zastępca prezydenta.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz