- Ręce opadają! - załamuje się Monika Grell (40 l.), która pokazuje nam oborę. A o dach tego budynku oparty jest wielki dąb. Dachówki spadają, ściany pękają. I mają zakaz wchodzenia tam, ale też zbliżania się. Cały teren ogrodzony jest taśmą. Pani Monika martwi się, bo w oborze hodowali bydło. A mają 25 krów i trzy byki. - Gdzie mamy je trzymać nocą? - pyta.
To działo się dziś (24.02.) w nocy w Droglowicach. Po godz. 3 zbudził ich trzask. - Zerwałam się z łóżka. Mąż mówi - chyba nam dach w domu zerwało. Mocno wiało, ale przecież to nowa dachówka. Wybiegłam na podwórze, sprawdziłam, że wszystko jest w porządku i poszliśmy spać - opowiada kobieta.
Rano jednak, gdy zrobiło się jasno, okazało się, że na oborę stojącą koło ich domu, przechylił się dąb. Wysoki na kilka metrów i ważący wiele ton. Uszkodził cześć tego budynku. - Wiatr wyrwał drzewo z korzeniami. Baliśmy się, że zaraz spadnie, więc ratowaliśmy bydło. Krowy uciekły, przerwały siatkę, pobiegły w stronę Wojszyna. Byki uwiązaliśmy na łańcuchach do drzew, aby po wsi nie biegały, bo to strach - dodaje pani Monika.
I wezwali na pomoc strażaków. Było około około godz. 7. Na miejsce przyjechały cztery zastępy i okazało się, że drzewo trzeba ściąć, ale po kolei - konar po konarze - od góry. W przeciwnym razie mogłoby spaść na oborę i doszczętnie ją zniszczyć. Potrzebny był wóz z drabiną. Jednak ten z Głogowa się zepsuł i był akurat w serwisie w Zielonej Górze.
- W takiej sytuacji wspomagamy się sąsiednimi powiatami - zadzwoniliśmy po drabinę do PSP w Górze, ale tam była zajęta, bo przecież też usuwali skutki nawałnicy - mówi Mirosław Durka z PSP w Głogowie. W pozostałych powiatach też próżno było szukać pomocy. Padła propozycja, aby do Droglowic zamówić dźwig. Ten przyjechał, choć i tak nic nie wskórał.
- Okazało się, że grunt jest grząski. Taki dźwig potrzebuje stabilnego podłoża, aby się nie przewrócić - relacjonuje Durka. Stanęło na tym, że do akcji ostatecznie nie przystąpiono. Strażacy ogrodzili więc cały teren i wydali zakaz trzymania bydła w oborze.
Pani Monika mówi, że została pozostawiona sama sobie. - Jeden ze strażaków powiedział, że im przykro, że robili wszystko co mogli, ale sama muszę usunąć drzewo. Pytałam, gdzie trzymać bydło? Nie wiedzieli - żali się.
Byki wprowadziła do obory na własną odpowiedzialność. - Zaraz ludzie zadzwoniliby ze wsi, że byki przywiązałam do drzewa, że krzywda im się dzieje. Dopiero byłoby problemów - tłumaczy. I zamierza teraz interweniować w urzędzie gminy. Czy się uda? Czas pokaże. Choć wraz z mężem obawiają się zostać z dziećmi na noc w domu. Bo oborę od domu dzieli raptem około dwudziestu metrów.
RED
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz