Pojechałam tam z myślą, żeby uratować dwa życia - mówi Magdalena Kopacz z Głogowa. Ze Skaryszewskiego Jarmarku Końskiego wróciła z klaczą i źrebakiem, a także przerażona i załamana tym, co widziała.Jako osiemnastolatka uratowała pierwszego konia. Wtedy jeszcze nie prowadziła firmy i wzięła na ten cel pożyczkę w Providencie. Dziś jej firma, właśnie z powodu jej miłości do koni, i w ogóle do zwierząt, nazywa się Konik. Prowadzi własne przedsiębiorstwo, ale jej ideą jest także robić coś dobrego dla innych. Pomaga i ratuje zwierzęta. - Jakiś czas temu poznałam przez Facebooka Magdalenę spod Warszawy, która uratowała już 30 koni. Pomagałam jej je utrzymać. W końcu mnie zainspirowała, żebym sama coś zrobiła. Postanowiłam pojechać do Skaryszewa - opowiada skąd przyszedł pomysł.
Skaryszewski Jarmark Koński to bardzo popularna impreza w tamtej okolicy, słynącej z hodowli koni. Impreza reklamowana jako ukłon ku prawdziwym hodowcom i miłośników zwierząt. Ale faktycznie pod płaszczykiem miłości do koni, wiele zwierząt po tym targu kończy w ubojni. Kupują je handlarze i wywożą na przykład do Włoch na kiełbasę. Dla przeciętnego widza skaryszewski jarmark koński stanowi obraz potwornego okrucieństwa. Magdalena Kopacz była na ostatnim i się o tym przekonała. - To co widziałam, było potworne. Cierpienie zwierząt, straszne odgłosy źrebiąt odbieranych matkom. Konie stoją tam wiele godzin, padają ze zmęczenia - opowiada głogowianka, która pojechała w to miejsce, aby uratować dwa końskie istnienia. - Szukałam długo, chciałam dokonać dobrego wyboru, bo przecież wiem, że wszystkich koni skazanych na cierpienie i rzeź nie uratuję - opowiada.
W końcu znalazła starszego pana, który sprzedawał dwa konie i szukał kupca, który się nimi odpowiednio zajmie. Ciężarną klacz z rocznym źrebięciem. Opowiedział, że klacz pracowała dla niego przez 10 lat, bardzo ciężko, w lesie. Urodziła sześć źrebiąt, ostatniego handlarz nie chciał jej odbierać, dlatego szukał kogoś, kto zechce kupić oba konie. Potrzebował pieniędzy na nowego, do pracy, ale do ubojni nie chciał sprzedać, chociaż kupcy oferowali za ciężarną klacz dużo pieniędzy. Magdalena Kopacz dokonała wyboru, że uratuje właśnie te jego dwa konie. Przy okazji uratowała trzeciego, bo klacz jest źrebna. Przyznaje, że zapłaciła za nie 12 tysięcy. - W maju będziemy odbierali poród - cieszy się pani Magdalena. Oba konie zawiozła do Stajni Sarbinowo w Serbach. Mają tu bardzo dobre warunki, a Magdalena Kopacz łoży na ich utrzymanie i je odwiedza. Koniki dostały imiona: matka to Nadzieja, a córka Radość.
RED
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz