Ma krwotok, a jeździ od szpitala do szpitala. Nikt nie chce go przyjąć

- Dramat... - mówi pan Dariusz (33 l.) i opowiada, że w ubiegłą sobotę (9.05.) dostał krwotoku z nosa. Następnego dnia, w niedzielę, pojechał na Szpitalny Oddział Ratunkowy w Głogowie. Jednak, jak mówi, tam nie udzielono mu pomocy. - Powiedzieli, abym poszedł do przychodni przy ulicy Kościuszki - relacjonuje.

A tam scenariusz był podobny. - Skierowano mnie do szpitala w Legnicy. Musiałem tam dojechać sam, bo nie było w tym czasie wolnej karetki - dodaje. W Legnicy założono mu opatrunki i odesłano do domu.

Niestety ból nie ustawał. Krew nadal lała się z nosa. W poniedziałek (11.05.) zadzwonił po karetkę. 33-latka zabrano do szpitala w Lubinie. - Poprawili opatrunki i znów do domu, do Głogowa - wspomina.

Na tym nie koniec. Dziś (13.05.) pojechał ponownie na SOR w Głogowie. - Dalej nie mogli mnie przyjąć. Tym razem miałem pojechać do Złotoryi, bo mówili, że tam jest oddział otolaryngologiczny. Byłem - niestety okazało się, że tam nie ma takiego oddziału. Był kiedyś, ale go zlikwidowali. Mam tego dosyć. Najgorsze jest to, że zaczynam kaszleć skrzepami krwi. O i tak oto w naszym mieście będzie się jeździło samemu po szpitalach. A człowiek wykrwawi się w domu - obawia się.

Ewa Todorov, rzecznik Powiatowego Szpitala w Głogowie, wyjaśnia, że takie są procedury. - Pacjentowi potrzebna była specjalistyczna pomoc. Taką można udzielić na odpowiednim oddziale chociażby laryngologicznym. Jeżeli mężczyzna czuł się w miarę dobrze i miał czym dojechać do najbliższego szpitala z takim oddziałem, to wtedy nie ma potrzeby wysyłania karetki. Gdy jednak istnieje zagrożenie życia, to wówczas taka dyspozycja zostaje wydana - tłumaczy nam rzecznik.

Pan Dariusz uważa, że takie sytuacje w ogóle nie powinny się zdarzać. A krwotok każdy lekarz, na każdym SOR powinien potrafić po prostu zatamować. Także na tym głogowskim.
RED