Kiedy już znajdzie się w lesie, godzinami czeka w czatowni na odpowiedni moment. Jako jedyny uchwycił wilka pod Głogowem... Dziś bez fotografii żyć się nie da. Fotografów jest dużo, a ludzie są od zdjęć uzależnieni. Cyk kolacja, cyk spotkanie przy grillu, cyk, bo właśnie wstałam i idę do pracy. - Kiedyś było inaczej - wzdycha Maciej Służenko, a wie, bo fotografią zajmuje się od 30 lat. - Czyli byłem bardzo mały - śmieje się 42-latek.
Faktycznie w tamtych czasach trzeba się było trochę natrudzić, żeby zrobić zdjęcie, a jeszcze bardziej natrudzić, żeby zrobić dobre zdjęcie. A potem je wywołać. - Codziennie latałem z aparatem na kliszę. A że klisze były drogie, a potem wywołanie także, czasem w tygodniu zrobiłem jedno zdjęcie - śmieje się, że dopiero później miał swoją własną ciemnię. Najpierw w domowej łazience - która na ten czas była wyłączana z użytku, a potem w pokoju. - Miałem 10 lat i to mi zostało. Pewnie zostanie na całe życie - mówi o swojej pasji, która przerodziła się także w pracę.
Wszystko to działo się w lasach pod Głogowem, ale dokładnego miejsca nie chce zdradzić. - Pierwszy raz spotkałem go w zeszłym roku, w maju. Przeżyłem szok, nie mogłem uwierzyć, że to wilk. Ale tak, przebiegł ze 300 metrów ode mnie przez łąkę - opowiada, jak bardzo był zły na siebie, że nie zdążył przycisnąć spustu. - Pięć dni później fotografowałem kruki przy padlinie. Znów mi przebiegł, ale ponownie mi się nie udało. Ale w tym roku w maju był dosłownie kilkadziesiąt metrów ode mnie, w wysokiej łące. Patrzył na mnie. I zrobiłem to - wspomina tamte emocje. To niesamowite przeżycie, takie bliskie spotkanie ze zwierzęciem, kiedy fotograf dosłownie czuje jego oddech, bicie jego serca. - Megaemocje - opisuje. - Niestety, taka fotografia jest bardzo czasochłonna. Bywa tak, że 10 razy jadę do lasu, czatuję i nie mam żadnego zdjęcia - przyznaje. Te fotografie robi tylko dla siebie. - To są moje osobiste trofea - mówi.
DON
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz