GKS Tychy przyjechał dziś (7.03.) do Głogowa w roli faworyta. Ale to Chrobry Głogów dyktował warunki gry na swojej murawie. I od początku meczu robił, co tylko mógł, w ofensywie, aby jak najszybciej otworzyć wynik.

Padł gol, ale ze spalonego. Potem kolejny, ale tym razem sędzia uznał, że był faul. W między czasie była też poprzeczka. Aż nadeszła 36. minuta meczu, kiedy Mikołaj Lebedyński trafił na 1:0. Radość na trybunach była wielka, choć akurat kibiców zbyt wielu na stadion przy ul. Wita Stwosza się nie wybrało. Być może odstraszyła ich pogoda. Nie powinna za to gra pomarańczowo-czarnych, którzy nakręceni wcale nie cofnęli się do defensywy. A wręcz przeciwnie - dalej atakowali. To opłaciło się w 41.minucie, gdy znów bohaterem okazał się Lebedyński. Wydawało się, że jest na pozycji spalonej, lecz tym razem sędzie nie podniósł chorągiewki do góry. Ten znalazł drogę do bramki Konrada Jałochy. Do przerwy nasi prowadzili 2:0. Twarz Ryszarda Tarasiewicza, trenera GKS-u, był zatroskana.

- Cisnęliśmy i w końcu przyniosło to efekty. Na pewno chcemy to tempo podtrzymać w drugiej połowie - mówił schodząc z boiska do szatani Lebedyński. I faktycznie to Chrobry stworzył sobie świetną okazję tuż po przerwie, bo trzecią bramkę dla gospodarzy w tym meczu mógł strzelić Miłosz Kozak, ale obił tylko bramkarza rywali.

Niestety to się zemściło w 53. minucie, kiedy kontaktowego gola dla GKS-u zdobył Mateusz Piątkowski. To podziałało na naszych jak zimny prysznic, bo chwilę później - w 58. minucie - Chrobry znów odskoczył. Świetną akcję wykończył Robert Mandrysz. Było 3:1. Na tym nie koniec, bo w 70. minucie instynktem strzeleckim w polu karnym rywali popisał się Michał Michalec, który głową dał czwartą bramkę.

Festiwal strzelecki zakończył w 88. minucie Krzysztof Kubica, który ustalił wynik meczu na 5:1. A to był najlepszy występ podopiecznych Ivana Djurdjevicia w tym sezonie. I ważny krok do utrzymania.
RED