Jakiś czas temu był jednym z największych talentów tenisowych w regionie, dziś... jest czołowym zawodnikiem na świecie w dyscyplinie sportu, która w Polsce nadal raczkuje.
Bartosz Karbownik ma 22 lata i zwiedza świat. Właśnie wrócił z Indii z ligi turniejowej w pickleballu, czyli nowatorskiej sportowej dyscyplinie, która podbija popularnością Azję czy Amerykę. U nas to jeszcze mało znany sport, bo uprawia go profesjonalnie może 150 zawodników. A on jest jedynym głogowianinem.
Pierwsze kroki na korcie stawiał w Głogowskim Towarzystwie Tenisowym. Mówili wtedy, że drzemie w nim wielki talent. I coś w tym było, bo przecież świetnie sobie radził. Wygrywał turnieje, zdobywał medale na młodzieżowych mistrzostwach kraju. Później, jeszcze jako nastolatek, pokonał w Niemczech rakietę kwalifikowaną w rankingu ATP.
– Dość szybko zakończyłem karierę – przyznaje Bartosz Karbownik, który ma dopiero 22 lata. Nie ukrywa, że na tę decyzję złożyło się wiele rzeczy. – Po pierwsze w Głogowie nie było już warunków do rozwoju, brakowało infrastruktury. Treningów szukałem gdzieś dalej. Jeździłem do Wrocławia, wyjeżdżałem do Niemiec czy Hiszpanii – dodaje, że to wszystko sporo kosztowało. – Stanąłem pod ścianą – mówi.
Jak to często w życiu bywa sportowej rywalizacji szybko zaczęło mu brakować – znów jej zapragnął. Obecnie jest studentem zarządzania na Uniwersytecie Ekonomicznym we Wrocławiu. Tam ma kolegę, który gra w tenisa plażowego. Tak, zgadza się, bo to też brzmi może trochę dziwnie i też wielu o takiej formie tenisa nie słyszało.
– Była jesień, więc i w tenisa plażowego przestał grać. Zaprosił mnie za to trening z pickleballa. Właśnie tak się zaczęła ta przygoda
– opowiada.
Szybko się wciągnął, robił postępy. Opanował zasady, które na pierwszy rzut oka nie są takie proste. Przekonuje, że ci, którzy grali choć trochę w tenisa, to szybko sobie z nimi poradzą.
– To połączenie tenisa ziemnego, stołowego, badmintona. Kort do pickleballa podobny jest do tego z badmintona. Siatka trochę niższa od tenisowej. Rakietka podobna do tej pomiędzy pingpongową a tenisową. Piłeczka prawie taka sama jak do unihokeja – troszkę większa, plastikowa z dziurkami
– streszcza nam również zasady gry.
– Liczenie punktów odbywa się inaczej w deblu i singlu. Gra się do dwóch wygranych setów a punkty liczone są tylko przy wygranym serwisie
– dopowiada Bartosz. Oczywiście na treningach nie poprzestał. – Chciałem poczuć rywalizację – dodaje. Pojechał na pierwsze, potem kolejne zawody. Na koniec debiutanckiego sezonu wziął udział w mistrzostwach Polski, gdzie wywalczył srebrny medal. No i zaczęły się zagraniczne wyjazdy. Był w Indonezji na nieoficjalnych mistrzostwach świata i zajął 2. miejsce. Jeszcze lepiej poszło mu podczas mistrzostw Europy. – Cały cykl składał się czterech turniejów kwalifikacyjnych w: Hiszpanii, Anglii, Szwecji i Niemczech. Załapałem się szczęśliwie, bo jako ósmy na około tysiąc zawodników, do turnieju finałowego. A tam było jeszcze lepiej, bo sięgnąłem po złoto – cieszy się głogowianin, który właśnie wrócił z Indii. – Nie jest to sport, który gwarantuje wysokie nagrody. Do większości wyjazdów trzeba dokładać z własnej kieszeni. Jednak widzę, że to się zmienia – ta dyscyplina szybko się rozwija – zauważa.
W naszym mieście nie ma drugiego takiego jak on. Choć latem chce zorganizować pokazowe treningi. Być może swoją pasją kogoś jeszcze zainteresuje.
(MK)
1 0
To teraz czekamy, aż ktoś skrzyżuje hokej ze skokami spadochronowymi
Użytkowniku, pamiętaj, że w Internecie nie jesteś anonimowy. Ponosisz odpowiedzialność za treści zamieszczane na portalu myglogow.pl. Dodanie opinii jest równoznaczne z akceptacją Regulaminu portalu. Jeśli zauważyłeś, że któraś opinia łamie prawo lub dobry obyczaj - powiadom nas [email protected] lub użyj przycisku Zgłoś komentarz