- Ludzi jest o połowę mniej - mówił nam kasjer na miejskim targowisku. Niechętnie rozmawiali. Opatuleni po uszy w szaliki. I straganów jakby mniej było. - Trochę opustoszałe, dziwny widok - dodał.
Mimo zagrożenia koronawirusem na targowisku można było kupić niemal wszystko. Od produktów spożywczych, po odzież, na kwiatkach i drzewkach kończąc. - Najwięcej kupują ziemniaków! - mówił pan Paweł, który handlował warzywami i owocami. - Biorą całe worki, jakby na wojnę się szykowali - żartował.
Ktoś inny z niedowierzania kiwa głową na widok grupy... nastolatek przymierzających nowe jeansy. - Nie chodzą do szkoły, mieli siedzieć w domach - mówiła Maria Gogoła (65 l.), która zapewniała, że i ona od soboty nie będzie wychodziła na zakupy. - Robię zapasy od kilku dni. Cukier, makaron, jakieś powidła w słoiku też już mam. Dziś trochę rzeczy jeszcze na targu i przez kilka dni zostaję w domu, bo w telewizji premier mówił, że najgorsze przed nami - dorzucała.
A jak ceny? Trochę podskoczyły - tego nie ukrywali handlarze. Ale nie tylko ze względu na koronawirusa, ale też na nowinę o podwyżkach najmu miejsc, jakie szykuje ratusz. A tam dowiedzieliśmy się, że na razie mowy o zamykaniu targowisk nie ma. Ale to było rano. Po godzinie 16 poinformowana, że targowisko zostaje zamknięte do odwołania.
RED
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz