Zamknij

Rodzina tragicznie zmarłego motocyklisty ma dość przeciągania sprawy przed sądem

16:37, 12.07.2019 Mateusz Komperda
Skomentuj

Od śmierci 37-letniego Bartka minęły ponad dwa lata, a wyroku w sprawie tragicznego wypadku dalej nie ma. Jeden ze świadków i bliskich mężczyzny jest zdania, że winna jest policja, a sprawy w sądzie celowo są odraczane przez adwokata.

- Nie przesłuchano wszystkich świadków i popełniono szereg innych kardynalnych błędów - twierdzi.Dramat rodziny trwa do dziś. W czerwcu rozprawę odroczono do września, bo obrońca 21-letniej dziś dziewczyny, która zderzyła się z motocyklistą, nie mógł się na niej stawić. - To już czwarta tak sytuacja - mówi bliski zmarłego i zaznacza, że przez ciągnącą się sprawę dramatyczne wspomnienia nieustannie wracają. Ze względu na wykonywany zawód orientuje się w przepisach i jest zdania, że to efekt błędów, które popełniono chwilę po wypadku.

Do tragedii doszło w Starkowie (gm. Przemęt, woj. wielkopolskie) w marcu 2017 roku. 37-latek razem z kolegą przyjechali wypocząć, bo jeden z nich miał w Boszkowie przyczepę kempingową. Kiedy zbierali się do powrotu, Bartek stwierdził, że chciałby jeszcze pojechać do Starkowa i odwiedzić miejsce, gdzie przed laty jeździł na kolonie. Pojechali. Bartek jechał z przodu, kolega za nim. Będąc blisko celu 37-latek włączył kierunkowskaz i rozpoczął manewr skręcania w szutrową drogę, na tzw. zatokę. Nie zdążył. Z impetem, uderzył w niego osobowy opel wyprzedzający w tym czasie motocyklistów. Siła była tak duża, że Bartek przeleciał kilkadziesiąt metrów w powietrzu. Kiedy upadł na ziemię, na ratunek rzucił się jego kolega oraz gospodarz z pobliskiego domu.

Widząc rozerwaną tętnicę udową zachowali zimną krew. Za pomocą paska i sznurów założyli kilka opasek uciskowych. Gdyby nie oni, Bartek wykrwawiłby się na miejscu. Osobowy opel zatrzymał się kilkaset metrów dalej, w polu. Za kierownicą siedziała 19-letnia Julia B.. Podróżowała z siostrą. Dziewczyny wpadły w panikę. Wysiadły z samochodu, a kierująca nastolatka powtarzała w kółko: "to nie moja wina". Dopiero po dłuższej chwili zdecydowała się podejść do poszkodowanego motocyklisty. - Jedna z kobiet powiedziała, że mam wypier.... . Większość ludzi tak mówiło i straszyło mnie sądem - mówiła policjantom.

Świadkowie krytykowali nastolatkę. - Żadnej skruchy. Starała się tylko ratować swój tyłek - mówili. Wielu było gotów zeznawać. Zaznaczali, że motocykliści nie jechali obok siebie i sygnalizowali zamiar skrętu. Mimo tego dziewczyna zaczęła wyprzedzać i z dużą prędkością "podcięła" 37-latka. Prawo jazdy miała od kilku miesięcy. Feralnego dnia jechała z siostrą do Olejnicy. Dziś broni się i utrzymuje, że motocyklista nie włączył kierunkowskazu.

Z jej zeznań wynika, że 37-latek niespodziewanie rozpoczął manewr skrętu i dlatego doszło do wypadku. Przyznaje, że mimo wady wzroku miała okulary przeciwsłoneczne, ale zaznacza, że korekcyjne. W sądzie reprezentuje ją leszczyński adwokat Krzysztof Nawrocki. To na jego wniosek po raz kolejny odroczono rozprawę do września. Zarzuty ciążące na Julii są poważne. Jeżeli zostanie uznana winną wypadku, może grozić jej nawet osiem lat więzienia. W świetle prawa jest jednak niewinna, co gwarantuje Konstytucja RP. Jeden z jej zapisów mówi o zasadzie domniemania niewinności. Oznacza to, że nie można przesądzać o winie, dopóki ta nie zostanie udowodniona.

Świadek wypadku i bliski Bartka postanowił przeprowadzić własne śledztwo. - Ustalenie i przesłuchanie wszystkich świadków, do którego nie doszło, to jedna sprawa. Kolejna to fakt, że nastolatka ma dużą wadę wzroku, a w momencie wypadku miała na sobie okulary przeciwsłoneczne i nie ma dowodu na to, że były to okulary korekcyjne. Zapis informujący o wadzie wzroku powinien widnieć na jej uprawnieniach do kierowania, a policjanci na miejscu zdarzenia powinni to sprawdzić i zweryfikować. Poza tym dysponuję nagraniem z wypadku dzięki jednemu z pobliskich hoteli. Widać na nim, że przed uczestnikami wypadku jechały dwa samochody, ale ich kierowców nie ustalono - mówi mężczyzna. Jest zdania, że wyroku w sprawie dalej nie ma, bo czynności na miejscu zdarzenia zostały nieodpowiednio wykonane, a adwokat ciągle odwleka rozprawy.

- Wniósł on również o przeprowadzenie eksperymentu procesowego (symulacja wypadku - przyp. red.). Nie wiem, jak miałby on wyglądać, chciał zrobić drugi wypadek? - pyta świadek. - Jest opinia z wizji lokalnej, którą wydało kilku niezależnych biegłych. Stwierdzili oni jednoznacznie, że motocyklista miał włączony kierunkowskaz. Adwokat z oskarżoną grają na czas. Nie chcą żadnego porozumienia. Nikt z rodziną nie rozmawiał, nikt nie powiedział, że jest mu przykro. Żadnych przeprosin, żadnego żalu - mówi bliski 37-latka.

Bartek był nie tylko zapalonym motocyklistą, ale i fanem paralotni. Urodził się w Głogowie. Po wypadku zorganizowano dla niego zbiórkę krwi. Zebrano ponad 50 litrów. Pomagali przyjaciele, bliscy i osoby, które nie potrafiły przejść obojętnie wobec dramatu. 37-latek zmarł kilka dni po wypadku w leszczyńskim szpitalu. Obrażenia okazały się zbyt rozległe - liczne złamania, pęknięcia, krwiaki. Zebraną krew przekazano innym potrzebującym. Motocyklista osierocił trzyletnie dziecko. Po jego śmierci, w miejscu wypadku ustawiono znak informujący o zakazie wyprzedzania.
ŁR

(Mateusz Komperda)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%