Pożar wybuchł około godz. 2 nad ranem. - Syn przybiegł do pokoju i wołał - pali się stodoła! - relacjonuje Krystyna Rzepa, żona sołtysa z Kurowa Małego. Szybko się zerwali z łóżek i ruszyli gasić ogień. Ale ten zajął już cały budynek. Iskry latały, dym buchał. Wołali o pomoc, przybiegł sąsiad, który włączył syrenę w remizie, by na nogi zerwać strażaków ochotników. Pojawili się błyskawicznie.
- Baliśmy się, że spłonie nam dom, który stoi tuż obok stodoły, ale strażacy szybko opanowali ogień - dodaje. Walka z żywiołem trwała z dwie godzin - zobaczyli ruinę, bo stodoła spłonęła prawie doszczętnie, zostały tylko mury. A w środku był jeszcze bus, dużo sprzętu oraz zboże. Tragedia. - Mąż nawet nie ma czym jechać na targ a przecież ogórki i fasolę trzeba sprzedać. Teraz szczyt sezonu... - martwiła się pani Krystyna nie dowierzając, że to mogło się stać.
Na razie przyczyny pożaru nie ustalono, choć rodzina twierdzi, że musiało dojść do podpalenia. - Syn słyszał coś o północy, jakby ktoś chodził po podwórku, ale myślał, że to może wiatr wieje, więc zamknął okno - twierdzi kobieta. Trudno oszacować straty - sam sprzęt i samochód kosztowały w granicach 15 tys. zł. Byli ubezpieczeni, więc czekają na rzeczoznawcę.
Udział w akcji brali strażacy z Kurowa Małego, Smardzowa, Jaczowa, Ruszowic i Jerzmanowej.
MK
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz