Życia pana Stanisława nie zmienią setne urodziny. Bardziej go cieszy to, że jest wiosna. W końcu może wychodzić z domu. Bierze swoją prawnuczkę, balkonik i spaceruje po wsi. Ostatnio ma więcej tematów do rozmów.
W małym Mileszynie, który ma tylko dziesięć numerów, pan Stanisław - jak sam mówi - był pierwszy. We wsi tuż nad Odrą zamieszkał po wojnie w 1947 roku. - Padło na gospodarstwo, w którym jestem do dziś. Było wtedy w najlepszym stanie. Wszędzie dookoła byli Niemcy i Rosjanie. Jedni drugich przeganiali. Wybijali szyby, plądrowali. Jak my się pojawiliśmy, to nie dostaliśmy żadnych wielkich majątków, tylko gospodarki, które trzeba było postawić na nogi - opowiada.
Do gminy Pęcław trafił z rodzicami i żoną, którą poznał w czasie wojny. Pochodzi z Wielkopolski. - Któregoś dnia przyszli Niemcy i powiedzieli: ty i ty. Kazali mi jechać na Zachód do pracy. Tam nie miał kto robić na roli, bo wszyscy młodzi byli na wojnie. Pomagałem takiemu staruszkowi. Nie miałem źle, traktowali mnie jak swojego - opowiada. Kiedy wojna się skończyła, trafił do obozu Amerykanów. - Przestaliśmy pracowa, wzięli nas do koszar z walizkami, ze wszystkim. Stamtąd latały samoloty za ocean. Miałem wybór - zdradza stulatek. Ostatecznie wybrał drogę na Wschód i - jak zapewnia - nigdy nie żałował.
Dlatego, że byłem pierwszy, wszystko załatwiali ze mną - wspomina. Przez lata uprawiał rolę, był sołtysem, ławnikiem i zasiadał w kolegium. Tuż przed urodzinami miał okazję przeglądać swoje medale za zasługi. Jeden z nich jest za pomoc w czasie powodzi. - Odry doglądałem od zawsze. Kiedyś rzeka przyciągała sporo ludzi. Nad jeziora, które są dookoła, przyjeżdżało sporo turystów, nawet z Legnicy - mówi. Tak było aż do powodzi w 1997 roku. Cały Mileszyn i wszystkie wsie dookoła ewakuowano, ale dla pana Stanisława to nie był powód do przeprowadzki.
- Mimo bliskości Odry, ostatecznie tylko raz mieliśmy wodę w piwnicy - zapewnia. Bardziej ceni sobie, że zna wszystkich sąsiadów, nikt obcy się tu nie kręci. Żyje się tu spokojnie i tylko takie wydarzenia jak setne urodziny zakłócają spokój. - Jeszcze jestem zdrowy. Tylko nogi odmawiają mi posłuszeństwa - ocenia. Według rodziny dziadek trzyma się, bo ma wnuki i prawnuki. Razem z żoną, która zmarła 20 lat temu, doczekał się szóstki dzieci. Dziadkiem jest dla szesnaściorga wnuków, pradziadkiem dla siedemnaściorga dzieci. Ma również praprawnuczkę. - To te dzieci go trzymają. Dzięki nim jest z nami i dobrze się trzyma - opowiada córka pana Stanisława.
EW
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz