Tadeusz Dąbrowski z wielką radością wita gości. Jak sobie radzą w czasie epidemii?

- Mamma mija! Jakie to dobre! - słychać na starówce. Tadeusz Dąbrowski, właściciel tej znanej jadłodajni, jak zwykle z wielką radością wita gości. Z pasją opowiada o potrawach, które przygotowano w kuchni. Poleca i zachęca. Choć w ostatnich miesiącach powodów do uśmiechu jest coraz mniej. Nie można uścisnąć dłoni klientom, przysiąść się do stolika i nieco dłużej pogawędzić. A zwykle tematów do rozmów nie brakowało. Były tam tłumy, lokal pękał w szwach.

Głogowianie w czasie epidemii ich nie zawiedli. Stali bywalcy są, pewnie będą. - Większość ludzi zazwyczaj kupowało obiad na wynos - mówi nam Tadeusz dodając, że jednak spadek gości jest dość znaczny. - W granicach 50-60 procent - wylicza. To dużo, ale się nie załamuje. Wybuch epidemii koronawirusa był dla nich zaskoczeniem.

- Myśleliśmy, że może jak zostaniemy w domach, nasi pracownicy będą odizolowani, to wszystko szybko wróci do normalności. Usiedliśmy, podliczyliśmy to, ile mamy pieniędzy, aby w taki sposób właśnie przetrwać. Minął jeden miesiąc, drugi... nic się nie zmieniało. Można powiedzieć, że epidemia się rozwijała. Byliśmy zamknięci od połowy marca do końcówki maja - wspomina.

W końcu drzwi do "Mamma mija" został ponownie otwarte. Była to jedna z pierwszych jadłodajni w Głogowie, która dostosowała się do wymogów sanitarnych. Osobne wejście, osobne wyjście, dezynfekcja dłoni, rękawiczki, maseczki... sporo tego. Oczywiście dania podawane na wynos - z którą przerwą w wakacje, kiedy mogli wystawić połowę swoich stolików. - Nie poddaliśmy się, bo uważam, że zawsze trzeba robić swoje. Kadra? Nie ubyło ludzi do pracy. Jakoś dajemy sobie radę. Skłamałbym, gdybym powiedział, że się nie martwimy, co przyniesie los. Wszystkim, którzy nas wspierają i odwiedzają, dziękujemy - dodaje właściciel.

Ma nadzieję, że wiosną, gdy minie trzecia fala zakażeń i przyspieszy akcja szczepień przeciwko COVID 19, rządzący pozwolą im normalnie pracować. Tylko tego oczekują.
RED