Jeden z wielu czteropiętrowców na os. Kopernik. Mieszkanie na parterze otwiera filigranowa kobieta. - Proszę wejść. Marcinku, przywitaj się ładnie - zachęca 24-letniego wnuka. Ten ochoczo podaje rękę - Marcin Szulc jestem - uśmiecha się chłopiec. Jego babcia Maria Porczyńska dopowiada - ma zespół Downa. Zaprasza do kuchni, właśnie gotuje obiad. - Proszę pytać, wszystko powiem, nie mam nic do ukrycia - 71-latka zaczyna od tego, dlaczego siedem lat temu stała się opiekunem prawnym Marcinka.
Maria, choć była już emeryturze i mogła spokojnie żyć, wyjechała do Anglii. Jej skromne świadczenie, dziś niewiele ponad tysiąc złotych, nie wystarczało na bieżące wydatki. - Byłam pięć lat - tak samo jak tu na kolei przez ponad trzydzieści lat - tam też ciężko pracowałam. Zaprosiłam córkę z Marcinkiem na wakacje. Chciałam, żeby coś zobaczył. Wtedy też padła propozycja, abym to ja wróciła z nim do Polski, a ona została w Anglii. I tak się stało, ale że on przez pół roku nie chodził do szkoły, to i trzeba było pójść do sądu się tłumaczyć, dlaczego tak się stało - Maria wspomina chwilę, kiedy sędzia sama zaproponowała, aby to ona była prawnym opiekunem wnuka. Nie musiała udowadniać, jak bardzo jest z nią związany emocjonalnie - sąd nie miał wątpliwości, że powierzenie tej starszej już kobiecie niepełnosprawnego chłopca będzie dla niego najlepszym rozwiązaniem. I tak babcia od lat nie robi nic innego, jak się nim opiekuje. - To kochane dziecko, taki mądry jest jak na swoje możliwości, grzeczny i cały czas posłuszny, tylko butów nie potrafi zawiązać - Maria jest dumna, ale i martwi się, co będzie z nim dalej. Marcin w czerwcu skończył szkołę, dalej uczyć się już nie może, bo ma 24 lata. - Staramy się o przyjęcie do środowiskowego domu samopomocy. Są tam różne zajęcia i bardzo chciałabym, żeby on w nich uczestniczył. Jak zostanie w domu, będzie leżał i nic nie robił. Nie chcę zmarnować tego, czego do tej pory się nauczył. Tam są warsztaty, coś lepią z gliny... - Maria już widzi Marcinka wśród innych ludzi, widzi jak dobrze będzie spędzał czas.
A co z nią? - Ze mną... - znowu się dziwi. Myśli chwilę i odpowiada - do szczęścia potrzebuje tylko spokoju. Uśmiecha się, gdy ma powiedzieć z jakiej pomocy korzysta, kto się nimi interesuje, które przywileje dla osób niepełnosprawnych są najlepsze. - Z niczego nie korzystamy. Raz ktoś był i spisywał czego potrzebujemy. Mieliśmy dostać paczkę. I nie dostaliśmy, bo za bogaci jesteśmy - Marię krępuje mówienie o swoim i wnuka "dostatku". Marcinek ma rentę o sto złotych niższą od jej, 184 zł zasiłku pielęgnacyjnego i 300 zł alimentów. Na dofinansowanie do czynszu się nie załapali - mają o metr za duże mieszkanie. Chłopiec dostanie teraz 500+? - A bo ja wiem? Coś słyszałam, ale nie wiem, gdzie się o to trzeba starać - Maria nie biega od urzędu do urzędu, nie zna się na prawie, nie wie z czego mogliby korzystać. - Turnus rehabilitacyjny? Nie, nie byliśmy. Dlaczego?... - zawstydza się i znowu dziwi, że takie "cuda", czyli dofinansowany wyjazd, na przykład nad morze, jest i dla Marcinka. - Na wieś do córki jeździmy na wakacje, Marcinek bardzo lubi wieś... - tłumaczy się, nie chce, żeby pomyśleć, że nie zapewnia wnukowi atrakcji. Przypomina sobie, że jak chodził do szkoły, był na jednodniowym wyjeździe i wrócił taki zadowolony. - Mówi pani, że są takie turnusy? To muszę się dowiedzieć - Maria ożywia się na chwilę, widać jednak, że nie za bardzo wierzy w możliwość skorzystania z takich "luksusów". - A nie będziemy za bogaci - powątpiewa, ale w końcu się uśmiecha.
O sobie nie ma dużo do powiedzenia. Urodziła i wychowała czwórkę dzieci. Od kiedy jest sama? - Strasznie długo - Maria bez żalu mówi też, że nic dobrego w życiu nie przeżyła. No może poza tym, że choć nie miała wsparcia, a tylko kłody pod nogi Marcinek przystąpił do pierwszej komunii świętej i był bierzmowany. - Mówili, że po co, że i tak nic nie rozumie. A ja się uparłam i posłałam. Co niedzielę chodzimy do kościoła - cieszy się i wyznaje - jest bardzo wierząca i dużo się modli. Bez tego nie dałby rady. Wystarczą trzy pytania i Maria znowu się uśmiecha. Czy była w sanatorium, u kosmetyczki, w kinie? W sanatorium nie, bo o skierowanie trudno, u kosmetyczki... nigdy w życiu, a w kinie tak, raz z Marcinkiem. - Pewnie, że bym pojechała do sanatorium. Dźwignęłam kiedyś opakowanie z płytkami i złamałam dwa kręgi, mam nadciśnienie... - Maria nieśmiało spogląda w przyszłość - gdyby się udało dostać do sanatorium, Marcinek byłby pod opieką cioci mieszkającej na wsi. - Musiałaby się nauczyć go golić, bo tylko ja to potrafię - babcia tuli wnuka do siebie, a on obcałowuje najukochańszą osobę, jaką ma na tym świecie. - Babcia, idziemy. Babcia, chodź... - mówi niewyraźnie, ale w oczach widać, że babcia jest dla niego wszystkim.
DAB
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz