Zamknij

Te kobiety nie miały wyjścia. Wyjechały z płaczem i ściśniętymi sercami

18:07, 17.04.2019 Łukasz Kaźmierczak Aktualizacja: 18:23, 17.04.2019
Skomentuj

Kobiet, które z walizką w ręku pojechały za lepszym życiem dla siebie i swoich bliskich, jest w naszej okolicy co najmniej kilkaset. Jedne pojechały, żeby zarobić i pomóc dorosłym dzieciom, spłacić kredyty czy zrobić na remont mieszkania. Inne nie mogły znaleźć pracy, nie miały za co żyć, były bez wyjścia. Część wsiadła do busa by za kilkanaście godzin opiekować się opampersowanym, półprzytomnym Klausem gdzieś w Bawarii, komuś trafiła się elegancka, włoska signora Francesca pod Mediolanem. Wszystkie łączy jedno - tęsknota i samotność. I pieniądze.

Marzena nie ukrywa, że wyjechała z powodów materialnych. Po ukończeniu studiów starała się o przyjęcie do pracy w jednej z państwowych instytucji. Nie udało się. Wzięła to co było od ręki - zatrudniła się w handu. Po 6 latach ciężkiej pracy wiedziała, że nie zarobi na mieszkanie, a na tym najbardziej jej zależało. - To był główny powód, w Niemczech jestem od roku - praca Marzeny polega na opiekowaniu się starszymi, niedołężnymi osobami i prowadzeniem domu. Dziś, to już trzecia rodzina, aby przetrwać zaciska zęby, bo jak mówi, dopóki musi tam być, nie może pozwolić sobie na sentymenty. - Trafiam na dobrych, przyjaznych ludzi, jednak nie jest to praca moich marzeń. To stagnacja i czuję jakbym cofała się w rozwoju. Zanikają ambicje, jestem sfrustrowana i niezadowolona - Marzena nie ukrywa złych emocji. Jakie jest życie na obczyźnie? Na pewno trudne i bardzo samotne. Oderwanie od najbliższych, od przyjaciół sprawia, że człowiek jest jak automat i skupia się tylko na pracy. - Najgorsze jest rozstanie z rodziną - dziewczyna wciąż jest rozdarta zarobkową emigracją. Jedyne pocieszenie to to, że ma szczęście i trafia do ludzi, którzy ją szanują i traktują jak swoją. Jej szczęściem był także język, który zdawała na maturze. - W Niemczech jest większa życzliwość i otwartość na drugiego człowieka - Marzena nie zaznała upokorzenia, dlatego wraca tam bez obaw.

Stanisława wytrzymała w Niemczech tylko trzy miesiące. - Prosiłam Boga, żebym dała radę przetrwać kolejny dzień, to było piekło, w którym znalazłam się przez męża, który zostawił mnie bez środków do życia - opowiada pięćdziesięciolatka, matka trójki dzieci. Od kilku dni jest w Głogowie, nie wychodzi z domu i zapowiada, że już nigdy nie da się skusić na zagraniczny wyjazd. Nawet turystycznie. - Bez języka człowiek jest jak śmieć - na samo wspomnienie oblewa ją zimny pot. Do końca życia nie zapomni szyderczego wzroku dzieci staruszki, którą miała się opiekować. Mówili do niej, byli zdenerwowani, a ona nic nie rozumiała. Rozpłakała się i wydusiła - chcę wracać. Bo nie tak miało być, język nie miał znaczenia, miała opiekować się chorą kobietą. W tamtej chwili nie było jednak odwrotu. Musiała zostać, podpisała umowę. - O babcię dbałam, kiedy jęczała wiedziałam, że coś jest nie tak i robiłam wszystko, aby jej ulżyć. Mówiła coś do mnie, czasami się uśmiechała, chwytała za rękę. Najgorzej było jak przychodziła jej córka, ciągle miała jakieś pretensje. Kiedy rzucała garnkami, domyślałam się, że gotuję nie to co trzeba. To było straszne i ciągle się bałam - Stanisława nie chce wracać do koszmaru, jaki przeżyła w małej miejscowości pod Wolfsburgiem.

Kilka głogowianek zarabia we Włoszech. Teresa opiekuje się ponad dziewięćdziesięcioletnią kobietą w posiadłości jej dzieci pod Rzymem. To osobny domek, nieopodal okazałej rezydencji. Bogaci ludzie z rosyjską służbą, a wśród nich ona, której obowiązkiem jest dbanie o anziana signora. - Jestem tu już dwa lata, na początku było kiepsko, bo nie znałam języka - Teresa nie chce zdradzać szczegółów. Staruszka nie jest męcząca, a Polki potrafią wykurzyć z dobrej posady. A ta jest idealna, nie trzeba gotować i sprzątać. I pieniądze są większe niż gdziekolwiek indziej. - Lepiej trafić nie mogłam - przyznaje czterdziestolatka. W Głogowie zostawiła męża i dwójkę dzieci. Chciała ich ściągnąć do siebie, ale to już nieaktualne. Dzień podobny do dnia, samotność... - Zaprzyjaźniłam się z kimś, myślimy poważnie o wspólnej przyszłości - zdradza, ale i życzy staruszce, aby ta jak najdłużej żyła. Dzięki niej może sporo odłożyć. Tyle szczęścia nie ma blisko sześćdziesięcioletnia Jadwiga. Przyjechała do Neapolu zastąpić na kilka tygodni znajomą. Każdy dzień to dla niej koszmar. Stary, częściowo sparaliżowany Włoch myśli tylko o jednym. - To erotoman, ciągle łapie mnie za piersi, klepie po pośladkach - kobieta ma dosyć upierdliwego i śliniącego się mężczyzny, ale nie ma wyjścia - musi czekać na zmianę. Dzieci gorącego Włocha dobrze płacą. - Oni wiedzą jaki on jest, tu już było wiele opiekunek i wszystkie odeszły po kilku dniach. Tylko my Polki jesteśmy tak wytrzymałe i znosimy te upokorzenia - Jadwiga liczy dni, kiedy będzie mogła wsiąść do busa i wrócić do domu. - Odłożyłam pieniądze na samochód - uśmiecha się i zapowiada, że to pierwszy i ostatni jej raz. O tym, jak się czuje osoba wyjeżdżająca właściwie pod przymusem za granicę do pracy mówi Monika Ziółkowska-Młyńczak, psycholog i terapeuta.

- Jeśli nie jest to praca marzeń, a właśnie zmusza do takiej decyzji sytuacja materialna czy rodzinna, to zawsze będzie frustracja. Bywa, że takie wyjazdy są wręcz ucieczką przed tym, co trudne tu na miejscu, ale prędzej czy później okazuje się też, że nie rozwiązuje to problemów. Natomiast przynosi natychmiastową zmianę, bo szybko zmienia układ rodzinny jak i sytuację finansową.Większość z nas chciałaby pracować w swoim zawodzie, ale i też sporo, szczególnie młodych ludzi, choć ma wykształcenie, nie ma doświadczenia i stąd trudności w znalezieniu pracy tu w Polsce. Natomiast osoby starsze bez kwalifikacji nie mają wyjścia, biorą to co jest, a jest szczególnie za granicą. I to są właśnie te okoliczności, które sprawią, że czujemy się z tym źle. To rozwiązania wymuszone przez życie, a tych często nie akceptujemy. Z jednej strony są to doświadczenia trudne, sprawiające, że czujemy się rozbici, ale też sprawiają, że się hartujemy. Dobrze jeśli wiemy, że to sytuacja tymczasowa, że mamy plan B, że resztę życia spędzimy inaczej. Zarobione pieniądze mogą być początkiem czegoś nowego, na przykład własnego biznesu - tłumaczy psycholog. DAB

(Łukasz Kaźmierczak)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%