Zamknij

Załatwili mnie tak, że zostałam tu na zawsze. W Chrobrym pracowała przez ćwierć wieku

15:06, 27.05.2019 Mateusz Komperda Aktualizacja: 15:06, 27.05.2019
Skomentuj

Przez ćwierć wieku masowała młodszych i starszych szczypiornistów Chrobrego Głogów. A w pokoju w szafie do dziś trzyma srebrny medal mistrzostw Polski. Na mecze już jednak nie chodzi, bo serce ją boli. To Walentyna Moskalenko (64 l.).

Do Głogowa wraz z mężem trafiła w latach 90-tych. Tak się tutaj im spodobało, że zostali. Pracy długo nie musiała szukać. - Byłam na targowisku, mężczyzna zemdlał, udzieliłam pierwszej pomocy - wspomina pani Walentyna. W gronie gapiów był ktoś z klubu ręcznych. Dopytywał o zawód, gdy usłyszał, że jest masażystką od razu odparł, że potrzebują ludzi z takim fachem. Kilka dni później zadzwonił kierownik drużyny, notabene legenda, Stanisław Cenker z propozycją współpracy.

- Miałam wracać za Ukrainę do domu za trzy miesiące, bo wtedy wizy na taki czas otrzymywało się. Zgodziłam się zostać na okres próbny - przypomina sobie. Trzy miesiące zamieniły się w kolejne, następnie w lata. I z każdym rokiem rozstać się było coraz trudniej. Klub traktowała jak swój drugi dom. Darzyła wielkim uczuciem. - Miłością - ucina. Po chwili dorzuca, że wraz z zawodnikami czuła się niczym w rodzinie. - Syn nie chciał przyjechać do Polski, został tam. Co roku na wakacje ich odwiedzaliśmy. Wiedziałam, że w Głogowie spędzić resztę swojego życia - kontynuuje.

To nie była łatwa praca. Jeździła po całym kraju klubowym autokarem na ligowe mecze. Szczypiornistów stawiała na nogi też pomiędzy pojedynkami. A zdarzały się różne sytuacje. - Pamiętam, jak jeden z graczy, stracił przytomność na boisku. - Pomocy! - krzyczeli. Piłka uderzyła go w klatkę piersiową w okolice serca. Wbiegłam na parkiet, bo trzeba było go reanimować póki przyjechała karetka. Na szczęście historia miała szczęśliwe zakończenie. Nie było miejsca na strach, czasu do namysłu. Zrobiłam to, co do mnie należało - opowiada 64-latka. Albo gdy w czasie podróży na termometrach był srogi mróz.

- Było z ponad 30 stopni Celsjusza na minusie. Taka zima... Już myślałam, że nie dojedziemy - żartuje. Przy jej udziale Chrobry sięgnął po historyczny sukces - po srebrne medale mistrzostw Polski. Medal dostała, bo na niego ciężko pracowała. - Były to wielkie emocje. Mieliśmy świetny zespół, który na to zasłużył. Świętowaliśmy potem jeszcze długo - pamięta. Dla zawodników była przyjaciółką, prawie matką, bo tak ją traktowali. Zawsze zwracali się do niej z szacunkiem. Wychwalali pod niebiosa jej warsztat. Nigdy na nic nie narzekali.

Po wielu latach przyszła jednak pora rozstania. Nie brakowało łez szczęścia przelewających się z tymi smutku. Wiedziała, że misję kończy za wcześnie, bo zmusiły do tego względy osobiste, także choroba, o czym nie chce mówić. Kibice żegnali panią Walentynę gromkimi brawami na stojąco. Nie czuła się bohaterką. - I nie mogę teraz chodzić na mecze Chrobrego, bo chciałabym wrócić do tamtych chwil. Serce mi pęka. Niczego w życiu nie żałuję, bo była to dla mnie wielka przygoda. Wszystkim dziękuję - zawodnikom, pracownikom i kibicom - kończy. Czasami na ulicy spotyka tu i ówdzie kogoś. Ludzie ją poznają, witają się, tak jakby to wszystko działo się wczoraj.
MK

(Mateusz Komperda)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%