Zamknij

Zmarli muszą czekać w kolejce. Zakładom pogrzebowym brakuje miejsc w chłodniach

08:51, 29.11.2020 Mateusz Komperda Aktualizacja: 08:51, 29.11.2020
Skomentuj

Informacje o zgonach osób chorych na covid, a także tych, którzy zmarli z powodu powikłań zakażenia wirusem to nie tylko liczby - to dramaty rodzin, które muszą pochować bliskich, a nie jest to dziś tak proste jak było jeszcze kilka miesięcy temu. - Pracuję w tej branży blisko trzydzieści lat i czegoś takiego nie widziałem - Jerzy Jarosz, współwłaściciel Krematorium Polska przy ul. Świerkowej nie ma wątpliwości, że zgonów w porównaniu do roku ubiegłego jest o co najmniej o 50 proc. więcej. - Nie ma godziny, żeby nie było telefonu z prośbą o szybką kremację, dzwonią zakłady pogrzebowe niemal z całego kraju, brakuje już im miejsc w chłodniach, jest naprawdę źle - ocenia Jerzy Jarosz i wspomina, że kilka dni temu przedstawiciele Polskiej Izby Branży Pogrzebowej wzięli udział w spotkaniu z wicepremierem Jarosławem Gowinem. Rozmowy dotyczyły m.in. obecnej sytuacji związanej z pandemią.

Wprawdzie nie ma przepisów, które nakazywałyby obowiązkowe spopielanie ciał zmarłych zakażonych koronawirusem, ale jak pokazują statystki kremowanie w takich sytuacjach staje się normą. Jak tłumaczy Jerzy Jarosz - to dobra praktyka, gdyż w obecnym czasie zdecydowanie skraca czas oczekiwania na pochówek i co ważne - dla żyjących jest po prostu bezpieczniejsza. Według zaleceń sanitarnych ciało zakażone Covid 19 powinno być transportowane i przechowywane w warunkach szczególnej ostrożności. Jak jest w praktyce? Bardzo różnie. - Zgłosiliśmy zgon naszej krewnej i podaliśmy informację, że była zakażona. Przyjechali panowie z zakładu pogrzebowego, ale nie mieli kombinezonów, tylko zwykłe zielone fartuchy, które raczej przed niczym nie chronią - mieszkanka podgłogowskiej wsi zwraca uwagę także na inną niezrozumiałą dla niej sytuację - rodzina nie wiedziała, co zrobić z rzeczami, z którymi zmarła miała kontakt. Ostatecznie zostały spalone w przydomowej kotłowni, co w mieście, w bloku nie jest przecież możliwe. I najprawdopodobniej wszystko to, z czym osoba zmarła miała styczność ląduje w kontenerach na śmieci.

Według procedur - dziś pochówek tzw. covidów wygląda tak - ciało umieszczane jest w specjalnym worku na zwłoki, następnie jest spryskiwane środkiem odkażającym i zakładany jest drugi worek, po czym ciało układane jest w trumnie, a ta zamykana i już nieotwierana do czasu pochówku. Zdarza się jednak, że rodzina nie wyobraża sobie, aby zmarłego nie umyć i nie ubrać - tak jak to było dotychczas w polskiej tradycji. - Najlepszym rozwiązaniem jest balsamowanie, co zapewnia bezpieczne przechowywanie ciała nawet przez dwa tygodnie, ale to wciąż rzadka u nas zlecana usługa - zauważa Jerzy Jarosz i dodaje, że choć zgonów jest bardzo dużo - nie można śmierci traktować hurtowo. - Bez względu na warunki, w jakich przyszło nam teraz pracować, musimy zachować powagę, nie można iść w ilość, trzeba z pełnym szacunkiem wykonać tę ostatnią posługę - podkreśla też, że dziś pogrzeby są zdecydowanie skromniejsze - rzadko na uroczystość żałobną zjeżdża się rodzina z odległych miejscowości. W pogrzebach uczestniczy po kilkanaście, góra kilkadziesiąt osób. Jerzy Jarosz przypomina również - że czas pogrzebów - na już, natychmiast - się skończył i apeluje, aby w obecnej sytuacji rodziny zmarłych podchodziły do tego ze zrozumieniem. - Mam świadomość, że to trudne, ale musimy wykazywać się z pokorą. Niestety, kolejki do pochówków będą się wydłużały, ale taką mamy rzeczywistość, pewnych spraw nie da się przyspieszyć, zwłaszcza jeśli chcemy do końca zachować godność - prosi Jerzy Jarosz.
RED

(Mateusz Komperda)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%