Strażak z sercem na wagę życia. Sławomir Nyk uhonorowany za szlachetny gest.
Na dziedzińcu głogowskiego zamku strażackie święto miało w tym roku wyjątkowy wymiar (15.05.). Pośród licznych awansów i wyróżnień jedno szczególnie poruszyło serca – starszy ogniomistrz Sławomir Nyk został uhonorowany przez Komendanta Powiatowego Państwowej Straży Pożarnej za czyn, który wykracza poza ramy zawodowej służby. Oddał bowiem szpik kostny, ratując życie nieznanemu mężczyźnie.
– Wszystko zaczęło się w październiku zeszłego roku – mówi Sławomir Nyk. – Zadzwonił telefon z Fundacji DKMS. Ktoś potrzebował mojego szpiku. Kilkanaście lat wcześniej zarejestrowałem się jako potencjalny dawca i szczerze mówiąc, prawie o tym zapomniałem. Aż tu nagle – konkretny przypadek, konkretna potrzeba – opowiada.
Zanim jednak doszło do pobrania komórek macierzystych, minęło kilka miesięcy. To czas intensywnych badań, formalności.
– Trzeba było zaktualizować dane, przejść szereg badań. Wybrałem Wrocław, fundacja zadbała o nocleg i całą organizację. Badania były kompleksowe i mówiąc szczerze, bardzo mi się przydały – po czterdziestce dobrze wiedzieć, co się dzieje z organizmem – dodaje.
Oddanie szpiku nie wiązało się z bólem – jak sam podkreśla, przypominało raczej dłuższe oddawanie krwi. Całość przebiegła sprawnie i bez komplikacji.
– Dla mnie to był tylko jeden dzień, kilka godzin. A dla tej osoby – może nowe życie. – mówi. – Na początku było trochę zdziwienia, niedowierzania. Ale potem przyszło uczucie spokoju i satysfakcji. Czekałem, miałem nadzieję, że wszystko się uda. I choć nie wiem dokładnie, jak dalej potoczyła się historia tego człowieka, mam nadzieję, że wszystko poszło dobrze – mówi głogowianin.
Sławomir Nyk wie tylko, że jego szpik trafił do dorosłego Polaka – mężczyzny, który chorował na nowotwór krwi. Szczegóły są objęte tajemnicą – tak działa system ochrony danych i godności zarówno dawcy, jak i biorcy.
– Nie wiem, kim jest ta osoba. I nie chcę wiedzieć. – zaznacza. – W Polsce nie ma możliwości kontaktu pomiędzy dawcą a biorcą, chyba że obie strony wyrażą zgodę i miną dwa lata od przeszczepu. Ale ja nie robiłem tego, żeby usłyszeć: dziękuję. Wystarcza mi świadomość, że mogłem pomóc – wyjaśnia.
[FOTORELACJANOWA]7108[/FOTORELACJANOWA]
Ten czyn nie jest dla niego czymś nadzwyczajnym – raczej naturalną konsekwencją tego, kim jest i czym się kieruje w życiu. Strażacy każdego dnia są gotowi narażać własne życie, by ratować innych. Ale oddanie szpiku to inny rodzaj bohaterstwa – cichy, osobisty, pozbawiony fleszy.
– Gdyby ktoś mnie dziś zapytał, czy warto – powiedziałbym, że jak najbardziej – mówi bez wahania. – Oddanie szpiku to nie tylko szansa dla chorego, ale też korzyść dla dawcy. Bo oprócz tej satysfakcji, że ktoś dzięki tobie może żyć, masz możliwość dokładnego przebadania swojego organizmu. A to niebagatelna sprawa – podkreśla nasz strażak.
Sławomir Nyk chce też zachęcić innych, by nie bali się rejestrować jako dawcy.
– Zrobienie wymazu z policzka to chwila. A może komuś uratować życie. I nie tylko szpik – warto też myśleć o oddaniu organów po śmierci. Takich możliwości pomagania jest wiele. Trzeba tylko podjąć decyzję – uważa, że to dla niego duma. Pomagać można przecież na wiele sposobów.
(MK)
0 0
Chyba "szpik na wagę życia"!