Prokurator twierdzi, że Leszkowi Z. nikt auta nie ukradł, choć faktycznie 8 stycznia br. zgłosił na policję, że czarnego volkswagena passata skradziono mu z parkingu koło Kauflandu, gdy właśnie robił zakupy. Policja szukała, szukała. Efektem jest proces, który się właśnie rozpoczął przed głogowskim sądem.
- Nie przyznaję się. Nie będę składał wyjaśnień - oznajmił przed sądem, a tak samo postąpił w trakcie wszystkich wcześniejszych przesłuchań na policji i w prokuraturze. Broni go aż dwóch adwokatów. Akt oskarżenia jest bardzo długi, na ponad 10 stronach jest opisane, czego miał dokonać. Przede wszystkim prokuratura twierdzi, że próbował dokonać oszustwa polegającego na tym, że udał, że skradziono mu auto i złożył na policji fałszywe zawiadomienie o kradzieży - gdy w rzeczywistości żadnej kradzieży nie było, a pojazd własnoręcznie zdemontował i ukrył. W ten sposób chciał uzyskać odszkodowanie z ubezpieczalni.
Grozi mu do 8 lat pozbawienia wolności. Faktem jest, że fingowanie kradzieży jest teraz bardzo popularne w naszym kraju, gdy auta nie można sprzedać, i gdy nie ma na niego chętnych. Wiele osób tak się pozbywa samochodów, lecz nie wszystkim się to udaje.
DN
Użytkowniku, pamiętaj, że w Internecie nie jesteś anonimowy. Ponosisz odpowiedzialność za treści zamieszczane na portalu myglogow.pl. Dodanie opinii jest równoznaczne z akceptacją Regulaminu portalu. Jeśli zauważyłeś, że któraś opinia łamie prawo lub dobry obyczaj - powiadom nas [email protected] lub użyj przycisku Zgłoś komentarz
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz