Od kilku dni pod ruinami kościoła św. Mikołaja koczuje bezdomny. Przyniósł tam ze sobą starą pościel, trochę prywatnych rzeczy. I nie zamierza prędko się stamtąd wynosić. Uważa, że nikt nie może mu zakazać tam przebywać. - Nikomu nie robię krzywdy - mówi nam.
I opowiada historię swojego życia, że jakiś czas temu stracił dach nad głową. - Żona mnie wyrzuciła na bruk - streszcza w kilku słowach. Co się stało? - A przez to... - wskazuje na butelkę z denaturatem. - Piłem, dużo piłem, więc może faktycznie mi się należało - przyznaje się do błędu otwierając wino.
Ludzie przechodzą i pytają czy potrzebuje pomocy. Za każdym razem odmawia. - Jak padał deszcz spałem na klatce schodowej. W tej kamienicy, tutaj obok. Teraz ładna pogoda, więc będę spał pod chmurką - zapowiada.
Nie był w Miejskim Ośrodku Pomocy Społecznej w Głogowie, bo uważa, że z tych pieniędzy powinny korzystać przede wszystkim ubogie dzieci i seniorzy. On ma 40 lat. Próbuje zarabiać na swoje utrzymanie. - Nie mam pracy, ale zbieram puszki i złom. Na razie wystarcza na to, aby kupić coś do jedzenia. Kiedy nie mam, to idę prosić pod sklep - przyznaje.
Słyszał o przytulisku dla bezdomnych mężczyzn w Żukowicach, ale mu tam nie po drodze. - Pić nie można. A nie przestanę, bo to jedyne co mi zostało - twierdzi. Głogowianie, którzy mieszkają w okolicy, zainteresowali się sprawą. Wzywali policję. - Trzeba coś z nim zrobić. Pijak? Nie ważne, ale też człowiek - interweniują, by nagłośnić sprawę. Może ktoś zwróci na niego uwagę.
RED
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz