Trzy lata temu na policja i prokuratura przekopały mu posesję, bo rzekomo zakopał tam ciało noworodka. Teraz 65-letni Roman Włodarczyk z Czernej chce się sądzić z państwem o odszkodowanie za straty moralne.
Do upiornych zdarzeń doszło w maju 2020 r. Na posesję Romana Włodarczyka w Czernej przyjechał prokurator z policjantami, bo sąsiadka miała donieść, że mężczyzna zakopał tam ciało noworodka.
Wystarczył fałszywy donos sąsiadki, a pod mój dom podjechało kilka wozów policyjnych. Wyprowadzili mnie jak zbrodniarza. A ja im z dobroci nawet łopaty pożyczyłem, żeby mieli czym przekopywać pole, gdzie rzekomo miałem ukryć zwłoki
– opowiadał kilka dni po tych wydarzeniach mieszkaniec Czernej i już wtedy zapowiadał walkę o oczyszczenie swojego dobrego imienia z oszczerstw i odszkodowanie.
Dziecko miała urodzić jego 35-letnia wówczas przyjaciółka, która czasem u niego pomieszkiwała. Mieszkanka Czernej, która złożyła w tej sprawie zawiadomienie, miała słyszeć w nocy krzyki: "Ratuj dziecko! Trzymaj dziecko!"
Roman Włodarczyk wspomina, że tego dnia, gdy policjanci przyjechali szukać zwłok noworodka, strasznie lało.
Było mi ich żal wtedy i nie miałem do nich pretensji, bo przecież wykonywali polecenia prokuratora. Ośmiu policjantów kopało przez kilka godzin. Wykopali dziurę długą na jakieś osiem metrów, zniszczyli rośliny w ogrodzie i niczego nie znaleźli. Ale jak tak patrzyłem, jak się męczą, to powiedziałem nawet, że koparkę mogę załatwić..
- mówi 65-latek.
Wspomina, że zrobiło się zbiegowisko i wszyscy patrzyli na te "wykopaliska", a on ciągle przekonywał, że jest niewinny, że nie było żadnego dziecka, że to tylko obrzydliwe pomówienia sąsiadki, z którą od jakiegoś czasu jest w konflikcie... Ale prokurator nie słuchał, a gdy okazało się, że żadnego ciała nie ma, to postanowili zajść go z drugiej strony i... Poddali 35-latkę - rzekomą matkę rzekomo zakopanego noworodka, przymusowemu sądowo - lekarskiemu badaniu ginekologiczne. Biegły lekarz sądowy stwierdził, że kobieta ani w ostatnim czasie, ani w ogóle, nigdy wcześniej, nie rodziła.
Brak corpus delicti i negatywne wyniki badania rzekomej matki spowodowały, że Romanowi Włodarczykowi po prostu nie można było postawić żądnego zarzutu w tej sprawie. Ale nie zakończyło to jego kłopotów. Niebawem znów trafił na trafił na komendę i na dołek na 48 godzin, bo tym razem sąsiadka zeznała, że jej groził pozbawieniem życia. I wtedy w maju 2020 r. mężczyzna przyznał się, że był pijany i naubliżał jej, ale na pewno jej nie groził, że ją spali. Czuł się prześladowany i szkalowany przez kobietę, która wypierała się jakiegokolwiek związku z rzuceniem na niego oskarżeń o pogrzebanie dziecka. Chciał od niej przeprosin i odszkodowania.
Teraz chce wystąpić do sądu o odszkodowanie za poniesione straty moralne od państwa polskiego. Mówi, że chce złożyć pozew w Hadze, ale Trybunał Haski nie zajmuje się sprawami osób prywatnych. Ma więc chyba na myśli i Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu. Różnicę zapewne wyjaśni mu adwokat, którego sobie wybrał. - Polecili mi go, bo jest młody, bardzo dobry i perfekt zna angielski - zachwala swojego przyszłego - jak na razie, mecenasa. Doznane krzywdy wycenia na 5 mln euro. Twierdzi, że na pewno wygra.
(DR, EI)
rema11:35, 27.10.2023
4 0
wytocz człowieku również sprawę sąsiadce. 11:35, 27.10.2023