Głogów i gmina Żukowice zostały wytypowane jako jeden z kilku punktów na mapie Polski, do badań na obecność chemii w dziecięcym organizmie.
W Szkole Podstawowej nr 2 w Głogowie trwa nietypowy projekt – piętnaścioro dzieci w wieku od 6 do 11 lat bierze udział w europejskich badaniach oceniających ryzyko zdrowotne wynikające z kontaktu z chemikaliami. To część gigantycznego programu Unii Europejskiej. Co odkryją naukowcy? I co o tym wszystkim sądzą rodzice oraz nauczyciele? – Próbki oddane do badań, czekamy na ich wyniki – mówi Iwona Matyjas, dyrektor tej szkoły.
Do tego projektu w szkole zostało wytypowanych piętnaścioro dzieci. W poniedziałek rano (9.06.) rodzice przynieśli próbki do badań – w pojemniku mocz oraz fragment włosów. Do tego wypełnione ankiety.
– Projekt nie jest pierwszym, w którym bierzemy udział – przyznaje Iwona Matyjas, dyrektor SP nr 2. Pierwszym jednak o takiej skali – europejskiej. – Kilka lat temu badaliśmy poziom ołowiu u uczniów. Teraz dołączyliśmy do dużego programu unijnego. A 15 próbek z całej szkoły to naprawdę niewiele. To elitarna grupa – zaznacza.
Wybór nie był przypadkowy – każde dziecko musiało spełniać kryteria wiekowe, od 6 do 11 lat. Cały program to fragment wielkiego unijnego projektu o nazwie PARK – Partnerstwo na rzecz Oceny Ryzyka związanego z chemikaliami. Potrwa siedem lat, a jego koordynatorem w Polsce jest Szkoła Główna Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie.
– To flagowy program Unii Europejskiej – tłumaczy prof. Lucyna Kozłowska, koordynatorka badań. – Bierze w nim udział cała Europa. Badamy niemal sto różnych grup związków chemicznych, od plastiku i pestycydów po metale ciężkie i antybiotyki – wymienia.
Naukowcy chcą dowiedzieć się, jak bardzo codzienne życie w Europie – picie wody, jedzenie, oddychanie – wpływa na nasze zdrowie. Dane z Polski to 300 próbek dziecięcych – w tym 30 z powiatu głogowskiego, po 15 z Głogowa i terenów wiejskich – z gminy Żukowice.
– To pierwszy tak kompleksowy przegląd narażenia dzieci na substancje chemiczne. Próbki są zbierane w różnych porach roku, by sprawdzić, czy zmienia się stężenie chemikaliów w zależności od sezonu. Przechowujemy je w specjalnych warunkach w temperaturze minus 80 stopni. Potem analizowane są w certyfikowanych laboratoriach w Europie – podkreśla prof. Kozłowska. – To nie są badania do szuflady. Ich wyniki mają posłużyć Parlamentowi Europejskiemu do tworzenia prawa, które będzie nas chronić – dodaje.
Monika, mama ośmioletniego chłopca biorącego udział w badaniach, nie ma wątpliwości: udział w programie to krok w stronę zdrowia, ale i świadomości, której – jej zdaniem – wciąż nam brakuje.
– Ani my, dorośli, ani tym bardziej dzieci nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak dużo szkodliwych substancji nas otacza. Patrząc na to, jak zmienia się klimat i środowisko, powinniśmy sami z siebie robić co jakiś czas badania – dodaje z przekonaniem. I wspomina czasy swojego dzieciństwa. – Kiedyś nikt nie mówił o smogu. Dym był tylko dymem. Dziś wiemy, że to zabójcze cząsteczki, które mogą prowadzić do ciężkich chorób. A teraz dzieci częściej chorują – mają katary, bóle głowy, alergie, krwotoki z nosa. Kiedy ja byłam mała, nie było takich problemów – pamięta.
Zwraca uwagę na jeszcze jeden aspekt: żywność. – My nie wiemy, co jemy. Producenci nie zawsze piszą wszystko w składzie. Chemia jest wszędzie, a my jesteśmy coraz bardziej narażeni. Dzieci i osoby starsze są najbardziej wrażliwe – uważa, że te badania w przyszłości powinny być prowadzone na większą skalę.
Zebrane dane nie kończą się w laboratoriach. Zostaną przekazane do Parlamentu Europejskiego, gdzie mają być podstawą do stworzenia nowych regulacji prawnych dotyczących produkcji i użycia chemikaliów.
– Jeśli okaże się, że jakieś substancje występują w Europie w stężeniach przekraczających normy, będą wdrażane konkretne rozwiązania prawne – zapewnia prof. Kozłowska. – To nie są badania teoretyczne. Mają służyć człowiekowi – podkreśla.
Choć nie przewidziano powtórzenia badań u tych samych dzieci, to – jak dodaje – może być to początek systematycznego biomonitoringu w Polsce. Na wyniki trzeba poczekać kilkanaście miesięcy, na zakończenie programu trzy lata. I rodzice, i nauczyciele mają nadzieję, że nie będzie tak źle jak... podejrzewają. – Zadbajmy o zdrowie naszych dzieci – apelują.
(MK)
2 0
Matka jakas nieświadoma. A poziom arsenu? To Was nie obchodzi? 11 lat temu zabrałam dziecko z tego syfu. Radzę zrobić to samo.