Urzędnicy z centrum pomocy rodzinie w Głogowie bez winy. Prokuratura umorzyła śledztwo

Prokuratura umorzyła śledztwo w sprawie ewentualnych nieprawidłowości w Powiatowym Centrum Pomocy Rodzinie w Głogowie. Urzędnicy nie popełnili przestępstwa.

Sprawa miała związek z potworną sytuacją, jaka w tym roku wyszła na światło dzienne: znęcaniem się i wykorzystywaniem seksualnym małych podopiecznych w jednej z rodzin zastępczych we wsi pod Głogowem.

Podejrzani o potworne przestępstwa są 43 – letnia Marta D. i jej mąż 46 – letni Mariusz D., którzy stanowili rodzinę zastępczą. Oboje otrzymali zarzuty psychicznego i fizycznego znęcania się nad dziećmi, natomiast mężczyzna – według prokuratury – dwie kilkuletnie dziewczynki wykorzystał seksualnie i zgwałcił. Miało mieć to miejsce w latach 2021 – 2024. Dzieci obecnie są bezpieczne, a ich były opiekun przebywa w areszcie. Trwa śledztwo.

Do odrębnego postępowania została wyłączona sprawa działalności funkcjonariuszy publicznych z Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie w Głogowie, którzy mieli nad tą rodziną pieczę. Prokuratura sprawdzała, czy popełnili nieprawidłowości opiekując się tą rodziną.

Nic takiego nie stwierdzono.

Umorzyliśmy śledztwo w tej sprawie

– poinformował rzeczniczka prasowa Prokuratury Okręgowej w Legnicy Liliana Łukasiewicz. Według prokuratury brak było w zachowaniu funkcjonariuszy z PCPR znamion przestępstwa.

Jak poinformowała, prokurator postępowanie w tej sprawie wszczął w marcu, a niedawno je zakończył.

W tym czasie ustalono, że gdy nadzorowana rodzina stała się zawodową rodziną zastępczą, PCPR kontrolował ją w sposób przewidziany przepisami. Co pół roku były przeprowadzane rozmowy z dziećmi, które niczego złego nie zgłaszały i na nic się nie skarżyły.

Stwierdzono pewne nieprawidłowości z takiego społecznego punktu widzenia, lecz nie prawnego. Na przykład niektóre kontrole i rozmowy z dziećmi i z rodziną były organizowane nie w środowisku rodzinnym, ale na przykład w ośrodku PCPR. Można to uznać za nie do końca prawidłowe, lecz przepisy tego nie zabraniają. A zatem nie można tego oceniać jako czyn posiadający znamiona przestępstwa

- mówi prokuratorka.

Co ważne, dzieci nie sygnalizowały wcześniej, że działa im się krzywda. Nie było także żadnych zgłoszeń czy skarg od sąsiadów czy znajomych rodziny.

Z psychologicznego punktu widzenia takie dzieci bardzo łatwo zastraszyć i one po prostu o takich rzeczach nie mówią, nie ujawniają, że zostały skrzywdzone nawet w sytuacji takiej kontroli co pół roku

- prokurator zwróciła uwagę, że krzywdzenie dzieci przez ojca zastępczego zostało zgłoszone dopiero, gdy znalazły się one w rodzinach adopcyjnych. Wtedy dziewczynki się otworzyły i opowiedziały.

(DN)