Zamknij

Znowu blady strach padł na właścicieli psów. Ktoś rozrzuca trutkę i chce uśmiercić zwierzęta

18:18, 08.03.2023 Elwira Iżycka Aktualizacja: 18:21, 08.03.2023
Skomentuj

Do podobnej sytuacji na al. Wolności doszło już w październiku 2020 roku. Wtedy to sześcioletnia suczka Lusia państwa Zuchowiczów straciła życie. - Była cudownym i wspaniałym pieskiem. Przyjacielem całej rodziny - opowiadała nam rozżalona pani Jolanta, która z konającym psem na rękach pojechała do weterynarza, ale na ratunek było już za późno. Pies odszedł. - To było straszne, umierała na moich rękach - płakała wówczas kobieta. Lekarz weterynarii Dariusz Buksa, który przeprowadził wtedy sekcję zwłok Lusi, potwierdził, że objawy i zmiany patologiczne wskazywały na zatrucie trutką na szczury. - W żołądku nie stwierdziłem obecności ciał obcych. Objawy kliniczne i zmiany mogły wskazywać na bardzo silne zatrucie. Mogła to być trutka na gryzonie - informował.

Ktoś na trawnikach rozsypuje kości drobiowe oraz smaczki dla zwierząt. Nikt do tej pory nie przypuszczał, że to w nich może znajdować się trucizna, ale teraz właściciele psów chcą wysłać je do analizy

Mirosława Dzikuć, która mieszka na tej samej ulicy, co pani Jolanta przeżyła podobną sytuację ze swoim pupilem. 20 lutego przebiegał zwyczajnie i nic nie wskazywało na to, że w nocy stoczy heroiczną walkę o życie suczki, którą domownicy traktują jak członka rodziny. - Abi odebraliśmy ludziom, którzy źle ją traktowali. Wraz z mężem pokochaliśmy sunię i troszczyliśmy się o jej dobry rozwój - zapewnia właścicielka rocznego psa i dodaje, że przez cały dzień nic nie wskazywało, by Abi źle się czuła. Dopiero w nocy, gdy pani Mirosława z mężem już spali, suczka zaczęła wymiotować, dostała silnej biegunki, a następnie zaczęła silnie krwawić.

- Natychmiast wyszukałam lekarza weterynarii, do którego moglibyśmy się zgłosić. Po przyjeździe do przychodni otrzymałam informację, że są nikłe szanse, aby mojego pieska udało się uratować - opowiada ze łzami w oczach kobieta. Pani doktor jednak zadziała bardzo szybko, podała kroplówki, a nadzieja na ratunek rosła. Abi spędziła w przychodni cały dzień, a przez kolejne dni otrzymywała zastrzyki i kroplówki. Leczenie trwa do dziś i wiadomo już, że szybko się nie zakończy. Państwo Dzikuć są wstrząśnięci faktem, że ktoś chciał zabić najwierniejszego przyjaciela ich rodziny. Wspominają też o kosztach leczenia, bo tylko w pierwszym tygodniu z ich portfela ubyło ponad 1 tys. zł.

Lekarz weterynarii Agnieszka Ulanicka - Rolla z przychodni weterynaryjnej Orivet w Głogowie potwierdza, że było to silne zatrucie. - Nie wykluczam, że pies mógł zjeść trutkę, ale trudno potwierdzić to na 100 proc. bez badań toksykologicznych - mówi. Mieszkańcy ostrzegają się wzajemnie, aby uważać na spacerach, bo ktoś na trawnikach rozsypuje kości drobiowe oraz smaczki dla zwierząt. Nikt jednak do tej pory nie przypuszczał, że to w nich może znajdować się trucizna. A co, jeśli dziecko zje takie ciasteczko? - pytają oburzeni. Właściciele psów chcą wysłać rozrzuconą karmę do analizy i złapać wreszcie sprawcę trucia psów na osiedlu.
MW
fot. Mirosława Dzikuć, Marta Wróblewska

(Elwira Iżycka)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%