- Dolny Śląsk zbliża się do czerwonej strefy - alarmuje Andrzej Padewski, prezes Dolnośląskiego Związku Piłki Nożnej. - Wojewoda mówi, że możliwy lockdown w regionie od poniedziałku. Widmo kolejnego lockdownu wisi nad Dolnym Śląskiem, bo w czterech powiatach zakażeń przybywa lawinowo - dodaje. A ligowe rozgrywki w okręgach ledwie ruszyły. Możliwy jest najgorszy ze scenariuszy - przerwanie grania. Jeżeli tak się stanie, to ciężko będzie dokończyć bieżący sezon.
Padewski nie ukrywa, że dziwi się wprowadzaniu takich obostrzeń. - Przecież uprawianie sportu na świeżym powietrzu nie szkodzi, to dla zdrowia. Ludzie, którzy mają sporo stresu w pracy, potrzebują odskoczni. Pójdą na trening, pojadą na mecz, jest adrenalina - tłumaczy, choć wie, że ich argumenty nie trafiają do rządzących. - Nie mamy już chyba o czym rozmawiać - martwi się.
Jeżeli zapadnie decyzja o zawieszeniu ligowych rozgrywek i nie zostaną one wznowione do połowy kwietnia, to wtedy wyniki tej rundy zostaną prawdopodobnie anulowane. - Każda teraz przerwa w grze oznacza, że będziemy kończyć granie w lipcu. W sierpniu startuje kolejny sezon. Potrzebna jest też jakaś przerwa pomiędzy rozgrywkami. Nie wyobrażam sobie, żeby było inaczej. Gdyby trzeba było anulować rundę wiosenną, to pod uwagę będą brane wyniki z jesieni - również jeżeli chodzi o awanse i spadki. Podkreślę raz jeszcze, że jestem od tworzenia sportu, a nie jego zamykania - zaznacza Padewski.
Dla wielu klubów - amatorskich - takie decyzje mogą oznaczać straty także finansowe.
RED
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz