Samochód porzucony na początku kwietnia w leśnym rowie przy drodze między Serbami a Golą sugerował "grubszą" kryminalną historię. Od razu widać było, że rozbite auto, skoda na niemieckich numerach rejestracyjnych, nie jest efektem zwykłego wybryku pijanego kierowcy, który jechał za szybko i wypadł z drogi. W aucie silnik jeszcze pracował, światła świeciły, a kierowcy nie było.
Przejeżdżających tą drogą ludzi zastanawiało nagromadzenie mundurowych. Policja długo badała, co tam się stało, do kogo należy samochód, kto nim jechał, czy są świadkowie.
Ciekawość, czy doszło tam do przestępstwa, czy było to tylko błahe zdarzenie, podsycało milczenie mundurowych i... CBŚP, bo okazało się, że i te służby zajęły się sprawą. - Ustalane są okoliczności i przebieg zdarzenia - informował asp. szt. Wojciech Jabłoński, oficer prasowy Komendy Wojewódzkiej Policji we Wrocławiu. - Wyjaśniamy to zdarzenie - odpowiadał na pytania rzecznik głogowskiej policji Bogdan Kaleta. Wokół tajemniczej sprawy zaczęło przybywać pytań bez odpowiedzi.
Tymczasem pod głogowskim szpitalem ktoś wypatrzył radiowóz policyjny stojący pod szpitalem godzinami, nawet w nocy. Auto rozszyfrowane zostało jako nieoznakowany pojazd CBŚP. Nikt oficjalnie tegoż nie potwierdzał, że w szpitalu leży mocno pobity mężczyzna związany z tą sprawą.
Nieoficjalnie udało się nam ustalić, że agresorów było trzech, prawdopodobnie z Warszawy. Wypożyczonym samochodem jechali za Patrykiem R., 26-letnim warszawiakiem, znanym w środowisku przestępczym handlarzem narkotyków i złodziejem samochodów. Dopadali go pod Głogowem ok. godz. 18, siłą wyciągnęli z samochodu, zapakowali do swojego auta i wywieźli w głąb lasu, gdzie dotkliwie go pobili. Bili tak, żeby nie zabić, ale żeby cierpiał i "zrozumiał", co trzeba. Około godz. 4 nad ranem pobity Patryk R. o własnych siłach dotarł do głogowskiego szpitala.
Dowiedzieliśmy się też, że policja zatrzymała w Warszawie jednego z trzech mężczyzn, którzy go pobili. Zatrzymany nie sypnął, kto z nim ścigał, uwięził i bił, więc dwaj pozostali wciąż są poszukiwani. O jakie porachunki mogło chodzić? Być może o niezapłacony "towar", a może o kradzież auta... nie tego co trzeba. Tego oficjalnie jeszcze długo się nie dowiemy.
Faktem jest, że w piątek, 5 kwietnia policja dowiozła do głogowskiej prokuratury, a następnie do sądu 35-letniego Marcina R. Sąd postanowił o aresztowaniu go na trzy miesiące. Tego dnia prokurator rejonowa potwierdziła, że 35-latek został zatrzymany i aresztowany w związku z tą tajemniczą sprawą.
- Postępowanie jest w toku - poinformowała zdawkowo Barbara Izbiańska, Prokurator Rejonowa w Głogowie. Postępowanie dotyczy zajścia z 2 kwietnia polegającego na pozbawieniu wolności mężczyzny przez dwóch innych mężczyzn, w wyniku czego napadnięty został pobity i doznał obrażeń ciała powyżej siedmiu dni. Jak podaje prokurator, są to przestępstwa kwalifikowane z artykułów Kodeksu karnego. Mówią one o pozbawieniu człowieka wolności, co łączyło się ze szczególnym udręczeniem, inny o udziale w bójce lub pobiciu, w którym naraża się człowieka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub zdrowia.
- W tej sprawie 5 kwietnia wnieśliśmy o tymczasowy areszt wobec jednego z zatrzymanych mężczyzn i sąd aresztował go na trzy miesiące - informuje prokurator rejonowa i zastrzega, że w tym momencie w związku z prowadzonymi czynnościami nic więcej nie można powiedzieć. - Na tym etapie nie można potwierdzić ani zaprzeczyć żadnym okolicznościom - dodaje.
Z innych nieoficjalnych źródeł dowiadujemy się, że zasłyszanej wcześniej wersji o bójce między ziomkami zaprzeczył sam pobity. Patryk R. leżał na chirurgii w Głogowie przez kilka dni ze złamanym nosem i pogruchotaną szczęką. Po wyjściu ze szpitala miał zaprzeczyć, że pobił go ktoś, kogo zna. Stwierdził, że zwyczajnie sobie szedł, gdy nagle zaatakował go nie wiadomo kto i pobił, nie wiadomo dlaczego.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz