To był nieszczęśliwy wypadek - Martyna była na obozie w Lginiu (pow. wschowski). Dziewczyna weszła na drabinę, aby odcinać siatkę przymocowaną do konarów drzew. W ręku trzymała nóż. Po odcięciu trzech sznurków, przy próbie odcięcia czwartego, gałąź się złamała, a ona runęła na ziemię wbijając sobie nóż w szyję. Do wypadku doszło kilka tygodni temu, ale dopiero teraz wiadomo, że z dziewczynką wszystko jest w poprządku.
Tego pechowego dnia 14-latka trafiła na sygnale do szpitala w Głogowie. - Dziecko nie miało już świadomości, ciśnienie nieubłaganie spadało - relacjonuje doktor Marek Waligóra. Trwała walka o życie dziewczynki.
Zanim przystąpiono do zszywania, tryskającą przeciętą tętnicę jeden z chirurgów zatkał palcem, co w takich przypadkach jest jedynym, skutecznym ratunkiem. W tym samym czasie dziewczynce podawano krew, bardzo dużo krwi - ratowanie życia, m.in. założenie szwów naczyniowych i drenów zajęło lekarzom kilkanaście minut. Kiedy zoperowana 14 - latka trafiła na intensywną terapię, każdy pojawiający się na monitorach coraz lepszy parametr życia dawał nadzieję, że udało się ją uratować.
- Czekaliśmy na wiadomości, czy aby nie doszło do niedotlenienia mózgu, czy nie zostały uszkodzone struny głosowe - doktor Waligóra przyznaje, że komplikacji po takiej ranie mogło być wiele. Kilka dni później dziewczynkę przewieziono do Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu.
- To cud, że nasza córka żyje - mówi mama Monika Kij dziękując za pomoc w uratowaniu życia jej córki. - Nie znajdujemy słów, aby wyrazić wdzięczność wszystkim, którzy sprawili, że Martyna żyje - rodzice ósmoklasistki przyjechali do głogowskiego szpitala, aby osobiście podziękować za uratowanie ich córki.
DAB
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz