Wystawa obrazów Lino Petrosino zagości w teatralnym foyer. Już w czwartek (24.08) o godz. 17:00 odbędzie się wernisaż wystawy, a obrazy będzie można oglądać w godzinach otwarcia kasy biletowej oraz przed wydarzeniami w teatrze do końca września.
Lino Petrosino od 9 lat mieszka w Głogowie. Przyjechał z Włoch i robił świetną pizzę na marinie nad Odrą. Dziś można go zobaczyć jak śmiga po mieście rowerem. Mało kto jednak wie, że jest także artystą i maluje obrazy. Właściwie nie wie, dlaczego wciąż jest w naszym mieście? Zastanawia się...
Podoba mi się tutaj
– w końcu odpowiada, że Głogów nie jest za duży ani nie za mały i szybko można go przejechać rowerem.
Coś mi odpowiada. Mam tu kilku znajomych, z którymi często się spotykam. Mam z kim porozmawiać. Ludzie się zatrzymują, rozmawiają ze mną na mieście. Właściwie znalazłem tu takich przyjaciół, którzy są dla mnie jak druga rodzina
– zapewnia, że go wspierają i podziwiają. Można go zobaczyć, jak pije kawę u Meryka, albo jak siedzi w pizzerii „Salernitana” na os. Kopernik, którą prowadzi jego kolega Włoch. Niektórzy głogowianie stali się jego drugą rodziną na obczyźnie.
To jest cała historia
– uśmiecha się nostalgicznie na wspomnienie, dlaczego w ogóle przyjechał przed laty do Polski. Za tym oczywiście się kryje miłosna opowieść. Przyciągnęła go tu żona z Polski.
Mieszkaliśmy początkowo koło Wolsztyna. Niestety, nie było tam możliwości znalezienia zajęcia, dlatego miałem dużo czasu na moją pasję, którą jest malowanie obrazów
– Lino wspomina, że wtedy bardzo dużo malował. Nie ma więc tego złego, co by na dobre nie wyszło, bo powstało wiele ciekawych prac. Niestety jego związek z Polką się rozpadł po 24 latach, a on przyjechał do Głogowa, gdzie znalazł pracę w restauracji Fortepiano oraz w barze na marinie. Dzisiaj już tam nie pracuje. Dziś już tylko maluje.
Z zawodu jestem kucharzem, pracowałem w wielu kuchniach w Europie. Ale jestem także artystycznym samoukiem, od dziecka malowałem obrazy
– opowiada o swojej drugiej pasji. We Włoszech zostawił bardzo dużo swoich obrazów dużych rozmiarów – bo właśnie w takim malarstwie się specjalizuje.
Sztuka to może życie, moja pasja. Lubię malować i gotować. Mam wiele talentów, gdyż oprócz malowania obrazów także rzeźbię i robię grafiki. Znajomi zamawiają u mnie freski ścienne, w Głogowie ozdobiłem już kilka mieszkań i lokali
– podkreśla, że bez niej nie potrafi żyć. Jego freski można zobaczyć m.in., w kawiarni Meryka na Starym Mieście.
Swoją prawdziwą rodzinę ma we Włoszech koło Neapolu. Tam mieszka jego mama i dwóch braci. Czasami ich odwiedza, czasem jedzie do Włoch do pracy.
Jestem neapolitańczykiem, ale jako 17-latek wyjechałem w podróż za pracą i przygodą. Najpierw podróżowałem po Włoszech, a potem po całej Europie. Nauczyłem się gotować od mistrzów z sercem do jedzenia. Najlepszych. Ja także mam teraz wielkie serce do gotowania. Niestety, na razie nie pracuję w kuchni. Marze jednak o miejscu, gdzie będę mógł karmić ludzi i z nimi rozmawiać, bo nauczyłem się języka polskiego. Gdzie będę mógł także malować. Brakuje mi takiej przestrzeni.
– opowiada, że był w Holandii, Anglii, Niemczech. Pracował w restauracjach jako kucharz. Pracownię malarską ma w garażu swoich przyjaciół. Zgromadził mnóstwo obrazów olejnych, a także innych prac – bardziej przestrzennych.
Nie wiem co będzie jutro. Czasem sam sobie zadaję pytanie, dlaczego jestem tutaj. Ale na razie tu zostaję. Jestem jak gladiator
– mówi, że jest sam, ale nie samotny.
(DN)
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz