Koniec protestu. Czas na podsumowanie. Sławomir Budzinowski: To było udane, spokojne zgromadzenie

O godz. 20.05 organizator rozwiązał protest rolników na drodze krajowej nr 12 w Nielubi i uczestnicy rozjechali się do domów. 

Protest rozpoczął się o godz. 5.20. Na początku nie było nas zbyt wielu, ale przez cały dzień uzbierało się około 70 – 80 ciągników

- przyznaje zastępca przewodniczącego zgromadzenia Sławomir Budzinowski.

Warunki były fajne, ludzie zadowoleni. Wiele osób nas wspierało, ale bywały oczywiście osoby, które się lekko zdenerwowały. My ze swej strony od początku staraliśmy się się nie prowokować żadnych konfliktów. Przepuszczaliśmy karetki na sygnale, które nawet nie musiały się zatrzymywać, przepuszczaliśmy policję i kierowców, którzy o to prosili, bo nie mogli czekać

- wylicza i dodaje, że protest przebiegał spokojnie.

Czekaliśmy na odzew z góry, rozmawialiśmy z rolnikami protestującymi w innych miejscach i wspieraliśmy się wzajemnie, czego najlepszym dowodem jest fakt, że w naszym proteście uczestniczyli rolnicy z sąsiednich gmin, a nawet województw. Byli tu z nami rolnicy z gminy Grębocice, gminy wiejskiej Głogów, ze Sławy... I powiem szczerze, że jesteśmy im wdzięczni, bo na początku faktycznie nie było nas tutaj zbyt dużo

- podkreśla Sławomir Budzinowski.

Protest uważa za udany – przynajmniej pod względem organizacyjnym i porządkowym, bo na efekty rolnicy nadal czekają.

Walczymy o to, żebyśmy mieli zdrową żywność, żebyśmy mieli możliwość przekazania swoich gospodarstw dzieciom, żebyśmy mogli sprzedać płody rolne po opłacalnej cenie. Wczoraj rozmawiałem ze skupami, które proponują nam 650 zł za pszenicę i 1870 za rzepak – jeszcze z ubiegłorocznych żniw.

- mówi rolnik.

Co nas czeka na nowe żniwa, tego nie wiemy. Nikt nie chce się określić, nikt nie chce z nami podpisać umów. Trudno wyczuć, czy ceny będą jeszcze niższe i na to czekają , czy że wydarzy się coś niespodziewanego jak przymrozki albo po prostu pogoda pokrzyżuje nam plany i ceny wzrosną. Chociaż osobiście nie sądzę, żeby wzrosły. Bardziej obawiam się tego, że „dobrze to już było”

- dodaje, że problem jest nie tylko ze zbyciem zbóż.

Nie ma ruchu w sprzedaży cebuli. Wszystko stanęło tak jakby, konsumenci tego nie kupowali. Nie wiem, co się dzieje. Nawet ziemniak nie idzie. No tragedia!

- przyznaje, że teraz rolnicy liczą, że coś się ruszy przed świętami, bo przecież rolnicy z tego żyją, utrzymują rodziny, spłacają kredyty.

Bo nikt temu rolnikowi niczego nie dał za darmo. Kiedy w 2004 roku Polska weszła do Unii Europejskiej, Unia nam dała możliwość rozwoju, ale z zastrzeżeniem, że będziemy musieli produkować trochę więcej, lepiej i zdrowiej. Ale przede wszystkim więcej. I myśmy - można powiedzieć - poszli na ten układ z Unią, a teraz ktoś nam przykręca kurek i mówi, że już nie chce tego naszego zboża w takiej ilości jak produkujemy

- tłumaczy Sławomir Budzinowski

A przecież na to, żeby spełnić oczekiwania Unii wzięliśmy kredyty na maszyny, które spłacamy. Te maszyny nie kosztują złotówkę czy 2 złote. To naprawdę drogi sprzęt, a do tego w momencie wejścia do Unii jego ceny poszły o o 60 – 70 proc. do góry

- przypomina i zaznacza, że koszty produkcji – m.in. nawozów i środków ochrony roślin – drastycznie wzrosły, natomiast ceny płodów rolnych są dziś na takim poziomie, jak 8 - 10 lat temu. Wszystko to składa się na to, że produkcja rolna jest dziś skrajnie nieopłacalna. Robimy, a nie wiemy dokładnie za co, za ile robimy. Ale jakoś musimy sobie radzić i mieć nadzieję, że będzie lepiej.

Ale koledzy jeździli na te spotkania z rządem, z premierem, z ministrem rolnictwa i powiem, że ostatnio musieli dobrze przemyśleć, co konkretnie tym rolnikom powiedzieć, bo nie było żadnych konkretów do przekazania. I o ile po pierwszym spotkaniu wrócili naprawdę naładowani pozytywnie, a na drugim premier nie powiedział nic ciekawego, nie podał żadnych rozwiązań. Tak dokładnie to powiedział, że on tam „za dużo nie może” i że „będzie jak będzie”. I to koniec

- dodaje.

(EI)