[WIDEO] Dawid Z. wypuszczony na wolność. To ten, który jeździł po Starym Mieście w Głogowie budząc postrach

W czwartek (16.10.) przed Sądem Rejonowym w Głogowie rozpoczął się proces Dawida Z., o którym głośno zrobiło się po pewnej styczniowej nocy, gdy z impetem jeździł po Starym Mieście, jakby chciał kogoś rozjechać. Potem ukrywał się dwa miesiące przed wymiarem sprawiedliwości, a na koniec został wyśledzony i złapany przez specjalną policyjną grupę łowców. Od 18 marca do dziś przebywał w areszcie tymczasowym.

Dawid Z. jest oskarżony o umyślne naruszenie zasad bezpieczeństwa w ruchu lądowym, a także o o sprowadzenie bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu lądowym. Prokurator twierdzi, że będąc w nieodpowiednim stanie psychofizycznym wsiadł do samochodu i poruszał się nim po starówce w Głogowie samochodem, z otwartymi drzwiami, jeżdżąc w kółko po różnych ulicach, zatrzymując się i ruszając uderzył w dwa samochody, które uszkodził. Ale najważniejsze jest, że wyglądało, jakby usiłował wjechać w ludzi, także na chodniku. Co najmniej kilkanaście osób musiało przed nim uciekać w popłochu.

Na pierwszej rozprawie przed sądem w Głogowie Dawid Z. nie przyznał się do zarzutów prokuratury i złożył zeznanie. Opowiedział, że 18 stycznia byli ze znajomym w barze na starówce w Głogowie. Już w tym lokalu zaczepiła ich grupka ludzi, zaczęli ich obrażać. Rozpoczęła się sprzeczka, padły wyzwiska, po czym wyprowadzono z klubu jego i znajomego.

Dawid Z. twierdził, że poszła za nim większa grupa osób. Byli wobec niego agresywni, zaczął się obawiać, więc wsiadł do samochodu. Rzucali w jego auto jakimiś przedmiotami, napierali na niego.

Zauważyłem, że zostałem otoczony. Ci ludzie zaczęli rzucać i uderzać jakimiś przedmiotami w auto. Krzyczeli, żeby mnie wyciągnąć z samochodu i mnie za...ć. Ja po prostu ruszyłem samochodem w panice, chciałem się oddalić z tego miejsca, szukałem drogi ucieczki. Jechałem, ale stwierdziłem, że nie jestem w stanie przejechać. Byłem w panice, zacząłem trąbić, jechać, hamować. Ci ludzie stali na drodze, nie mogłem odjechać. W którymś momencie, w tej panice, poczułem, że w coś uderzyłem. Zahaczyłem o coś w tych emocjach

- tłumaczył jak doszło do tego, że uszkodził inne auto. Powiedział także, że nie chciał nikomu zrobić krzywdy. Tłumaczył, że był w panice i pod wpływem wielkich emocji.

Ci ludzie wykrzykiwali, żeby mnie wyciągnąć z samochodu. Rzucali w moim kierunku kostką z jezdni i jakimiś przedmiotami. Ja się po prostu broniłem, szukałem drogi ucieczki

- zeznawał. Na koniec swego wystąpienia przeprosił.

Nie chciałem spowodować szkód, w ogóle nie chciałem doprowadzić do takiej sytuacji. Żałuję tego, co się wydarzyło, chciałem przeprosić wszystkie osoby, które uczestniczyły w tym nieszczęsnym wydarzeniu

- powiedział. Na pierwszej rozprawie sąd zadecydował, co dalej z jego tymczasowym aresztem. Sędzia podjęła decyzję, że wyjdzie na wolność i w procesie będzie odpowiadał z wolnej stopy. Sąd ma jeszcze przesłuchać ok. 35 świadków.

Sędzia zastosowała wobec niego środki zapobiegawcze w postaci dozoru policji, ma się raz w tygodniu zgłaszać na komendę policji oraz ma zakaz opuszczania kraju.

Albowiem oskarżony złożył już wyjaśnienia w sprawie i zdaniem sądu stosowanie wobec niego najsurowszego środka zapobiegawczego na dalszym etapie postępowania nie jest celowe, tym bardziej, że jego obecność na kolejnej rozprawie nie jest obowiązkowa. Zdaniem sądu wystarczającym środkiem który zagwarantuje właściwy tok dalszego postępowania będzie dozór policji połączony z zakazem opuszczania kraju

- powiedziała sędzia Katarzyna Szynal.