Michał Drankiewicz z Głogowa jest bardzo ambitny. W przyszłości chciałby zostać weterynarzem i opiekować się zwierzętami. Bardzo lubi przebywać na gospodarstwie, karmić króliki, kury i kaczki. Zanim jednak zacznie pomagać innym musi najpierw pomóc sobie i wygrać walkę z nowotworem zlokalizowanym w prostacie i blokującym pęcherz moczowy.
- Jest bardzo aktywnym dzieckiem z wieloma pasjami. Lubi grać w piłkę, w badmintona, a kiedy na dworze pada deszcz, wówczas godzinami studiuje mapę świata i zadaje dużo pytań. Interesują go wszelkie łamigłówki, czyli to, co wymaga zastanowienia. Ma zadatki na prawdziwego naukowca - mówi jego tato, Leszek.
W połowie stycznia rodzina Drankiewiczów była w odwiedzinach u dziadków. Wtedy to Michała przewiało. Objawy wskazywały na zapalenie cewki moczowej. Urolog w Głogowie przepisał antybiotyk. Lek pomógł, lecz objawy choroby nawracały co kilka tygodni. Kiedy Michał ponownie przyszedł z rodzicami do lekarza, ten zlecił tym razem wykonanie badania USG, po którym w nerkach chłopca wykryto piasek. Jednak obraz pęcherza pozostawał nieczytelny ze względu na częstomocz.
- Urolog przepisał nowe leki. Po dwóch tygodniach względnej poprawy, 3 marca w czwartek rano otrzymaliśmy telefon z przedszkola informujący, że syn nie może w ogóle się załatwić - wspomina pan Leszek. - Pojechaliśmy więc do głogowskiego szpitala, jednak na miejscu odmówiono nam przyjęcia z zaleceniem zażycia w domu furaginy - dodaje.
Tymczasem w nocy z czwartku na piątek bóle się nasiliły. O trzeciej nad ranem tato z Michałem pojechali na pogotowie. Chłopca zacewnikowano i spuszczono mu mocz, bo nie mógł go oddać od ponad 12 godzin. Jednak i to nie pomogło. Michał nadal nie mógł się samodzielnie załatwić.
Kilka dni po wykryciu guza i potwierdzeniu go w rezonansie magnetycznym, Michała przewieziono do Dolnośląskiego Szpitala Specjalistycznego im. Tadeusza Marciniaka we Wrocławiu, gdzie pobrano mu szpik kostny i założono cewnik Broviaca. Jeszcze tego samego dnia późnym wieczorem rodzina Drankiewiczów trafiła do Przylądka Nadziei. Na początku marca Michałowi podano pierwszą dawkę chemii.
- Pierwszą - bardzo dobrze. Obecnie syn jest po trzecim cyklu chemii z zaplanowanych dziewięciu. To chemia znacznie mocniejsza niż dwie poprzednie. Wciąż czekamy na znaczące zmiany w wielkości guza. Michaś na szczęście nie wymiotuje, nie ma biegunki. Z wyjątkiem włosów. Te oczywiście wypadają. Nie ma też apetytu i wyniki również lecą. Jednak tutaj pomagają zastrzyki wzmacniające oraz przetaczanie krwi - ocenia tato.
W trakcie chemioterapii - po zmniejszeniu wielkości guza - planowany jest zabieg polegający na jego usunięciu. Od momentu wykrycia guz wciąż się nie zmniejszył. Jeśli zabieg się powiedzie Michała czekać będzie jeszcze radioterapia. Jak oceniają lekarze - leczenie, bez komplikacji, może potrwać około roku. Można mu pomóc: TUTAJ.
RED
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz