Zamknij

Rafał Zaborniak (37 l.) ze Szczepowa jest w kwarantannie, ale musiał wsiąść w auto i sam pojechać na testy do Bolesławca

11:45, 29.03.2020 Mateusz Komperda Aktualizacja: 12:21, 29.03.2020
Skomentuj

- Czuje się pan na siłach? To niech pan wsiada w samochód i przyjedzie do nas na testy. Do Bolesławca - usłyszał przez telefon Rafał Zaborniak (37 l.) ze Szczepowa w gminie Żukowice. Od kilku dni źle się czuje. Ma wysoką temperaturę, bóle mięśni, kaszle. A w pracy miał kontakt z zakażonym koronawirusem. Mimo tego nie mógł doprosić się testów. Wraz z najbliższymi - żoną i dwójką dzieci - został objęty kwarantanną. Mimo to wsiadł w samochód i pojechał do Bolesławca, aby się przebadać. - Tak mi kazali - mówi.

Dramat pana Rafała rozpoczął się kilka dni temu. Jeszcze w połowie miesiąca jeździł normalnie do pracy - do Zakładu Wzbogacania Rud w Polkowicach. Tam właśnie miał kontakt z osobą, u której później potwierdzono koronawirusa. Sam gorzej się poczuł. Zgłosił się do Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Głogowie. Bał się o swoje zdrowie, ale też rodziny.

- Mąż we wtorek (24.03.) dostał decyzję o zakazie wychodzenia z domu. Dwa dni później dotarło kolejne pismo, które dotyczyło naszej całej trójki - opowiada żona Dominika Zaborniak (31 l.). Są zamknięci w swoim domu. - Dlaczego nas nie odizolowano od męża? - zastanawia się. Zwłaszcza, że ich dzieci znajdują się w grupie ryzyka. - To bliźniaki, wcześniaki. Miały problemy z płucami. Ale takie argumenty do nikogo nie trafiają - martwi się.

Od wtorku pan Rafał czekał na testy. - Miał przyjechać do mnie ktoś z Wrocławia i zrobić mi wymaz - przypomina sobie. Mijały kolejne dni, a jego objawy były coraz silniejsze. Kaszel, gorączka, bóle mięśni, ale do tego doszły kolejne problemy.

- Kiedy stracił węch i smak zaczął dzwonić od sanepidu do sanepidu. Od lekarza do lekarza. Nikt nie chciał pomóc. Nikt nie powiedział, co robić. W końcu w Bolesławcu usłyszeliśmy: Pan się łudzi, że ktoś do pana przyjedzie? Jak pan czuje się całkiem dobrze, to proszę wsiąść w samochód i do nas osobiście przyjechać - relacjonują.

Tak też zrobił, choć miał wiele obaw. Musiał złamać kwarantannę. Zadzwonił na policję, aby poinformować o tym, co zamierza zrobić. - To, co się u nas dzieje, jest strasznie nieodpowiedzialne. A gdyby po drodze zepsuł mu się samochód? Albo skończyło paliwo? Musiałby się zatrzymać, miałby kontakt z innymi ludźmi i mógł być dla nich po prostu zagrożeniem - zauważa pani Dominika.

Testy panu Rafałowi wykonano w piątek (27.03.). Na wyniki musi czekać minimum trzy dni. A dziś (29.03.) obudził się z temperaturą powyżej 39 stopni Celsjusza. Kontroluje ich policja. Jedzenie pod drzwi dostarcza najbliższa rodzina.

Nie ukrywają, że mają pretensje o to, że te wszystkie wytyczne są do niczego. Ich zdaniem walka z koronawirusem wygląda ładnie tylko w telewizji. A w rzeczywistości jest całkowicie inaczej. - U nas leczy się tylko tych, którzy sami nie dają już rady. Kiedy są w krytycznym stanie. Kiedy trzeba podłączyć ich do respiratorów. Mam nadzieję, że wynik testu będzie ujemny, to może wtedy zobaczy go w ogóle lekarz, bo do tej pory nawet nikt go nie przebadał. To co się dzieje, to jest dramat. Chcieliśmy, aby dotarło to ludzi, że mamy do czynienia z wielkim zagrożeniem. Ale nie możemy liczyć na pomoc. Nie wychodźcie z domów. To naprawdę dotyczy wszystkich, nie tylko starszych - apeluje pani Dominika.

Obojętni na ich trudną sytuację nie pozostali sołtys Agnieszka Sarna i wójt Krzysztof Wołoszyn, którzy zaoferowali swoje wsparcie.
RED

(Mateusz Komperda)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%