- To była chwila - mówią o tym, co wydarzyło się wczoraj (2.05.) około godz. 17 w ich bloku przy ul. Piasta Kołodzieja. Jeden z sąsiadów poczuł w mieszkaniu, na drugim piętrze, smród spalonego plastiku. Myślał, że może coś w domu się przypaliło. - Ale nic na to nie wskazywało. Już wcześniej miałem zejść do piwnicy. Pomyślałem, że może naszemu sąsiadowi, który tam pomieszkuje, coś się stało. Otworzyłem drzwi na klatkę i... zobaczyłem gęsty dym. Nie dało się wyjść - relacjonuje.

Mimo to zbiegł na dół, ale piwnica stała w ogniu. Wraz z innymi sąsiadami wezwali na pomoc strażaków. Wszyscy zaczęli uciekać przed budynek. Obawiali się, że spłonie cały blok. - Strażacy szybko dojechali na miejsce. Mówiliśmy im, że tam w środku jest człowiek - dodaje.

Pożar udało się ugasić, ale ich 65-letniego sąsiada niestety nie uratowano. - Jeszcze z pół godziny przed tą tragedią widziałem go na ławce. Mieliśmy z nim problem, bo mieszkał w piwnicy. Ciągle interweniowaliśmy na policji, w spółdzielni. Ostatnio było coraz gorzej. W piwnicy zaczął zbierać różne rzeczy. Tak śmierdziało, że nie dało się tam wejść. Pił alkohol. Palił papierosy. Ostrzegaliśmy, że to może źle się skończyć. On nie chciał naszej pomocy - mówi.

Inni dodają, że 65-latek był spokojny i uprzejmy. - Nie był szkodliwy - miły, kłaniał się. Tylko nie dał tylko sobie przetłumaczyć, że źle robi. Sprowadzał tutaj swoich kumpli i urządzał pod blokiem popijawę - mówią ludzie.

Sąsiedzi z parteru nie chcą już do tego wracać. - Całe szczęście, że to już za nami. Mógł spalić nas wszystkich żywcem - usłyszeliśmy.

Piwnica po pożarze została zabezpieczona policyjną taśmą. W sobotę (2.05.) na miejscu był prokurator. Ludzie mają nadzieję, że to, co się stało, będzie przestrogą dla innych oraz na to, że w końcu takich ludzi - jak ich sąsiad - siłą będzie się zabierać do specjalnych ośrodków na leczenie.
GALERIA ZDJĘĆ Z POŻARU:TUTAJ.
RED