Mateusz Król królował na skoczni w Wiśle. "Spełniłem swoje marzenia"

Na Placu Hoffa w Wiśle rozstawiono skocznię narciarską. Taką mobilną o punkcie konstrukcyjnym K4. I tuż przed zawodami Letniego Grand Prix w skokach narciarskich, które odbyły się na dużym obiekcie im. Adama Małysza (18/19.07.), na rynku zorganizowano trening dla amatorów. Każdy mógł założyć narty i spróbować swoich sił. W tym gronie był głogowianin Mateusz Król - dziennikarz sportowy specjalizujący się w tematyce sportów zimowych. Ten, który latem i zimą jeździ za skoczkami narciarskimi po Polsce i Europie. I zawsze podkreślał, że chciałby spróbować swoich sił. Spróbował.

Byliśmy tam - pojechaliśmy, by uwiecznić to wydarzenie. Skocznia na rynku z pozoru wydawała się niewielka, ale jak się okazało nawet skok z takiego obiektu wcale nie jest łatwą rzeczą. Teraz trochę pożartujmy: wiatr przed południem się zmagał, ale organizatorzy zezwolili na skoki z najwyższej belki skoczni K4. Mateusz Król miał jednak problem... wszystkie buty do nart były zbyt małe. Musiał się jakość zmieścić w obuwie o dwa rozmiary mniejsze. Poza tym wcisnąć głowę jeszcze w kask, bo i ten był trochę nie taki jaki powinien. Mimo tych przeciwności losu skoczył. Pierwsza próba nie była udana, zakończyła się upadkiem. Druga dużo lepsza. A kibice zebrani pod tym obiektem nagrodzili głogowianina brawami.

Chwilę później powiedział kilka słów dla portalu MyGlogow. - Na pewno zabrakło mi koordynacji i doświadczenia! - podsumowywał swoje próby w Wiśle. - Miałem sporą przerwę w treningu. A tak serio to widziałem z góry, że ten pierwszy skok z góry to będzie zjazd. Na dole? Co się stanie, to się stanie. Wiatr? Trochę dusił w plecy. Pewnie dla tego skoczyłem pół metra, nie metr. Ale dostałem za to punkty dodatnie - śmiał się. Przed nimi mistrzostwa Polski amatorów w skokach narciarskich. To już w sierpniu.
RED