Jak do tego doszło, że rozpoczęła pani przygodę z piłką ręczną w Głogowie?
Wszystko zaczęło się w 1993 roku. Był to absolutny przypadek. W głogowskim klubie pracował wówczas trener Gienadij Kamielin, a zobaczył mnie na targowisku. Jakaś kobieta zasłabła, a ja jej udzieliłam pierwszej pomocy. Trener, który w tym czasie też był na targu, zainteresował się tym zdarzeniem i zaczął mnie wypytywać co się stało, co robię na co dzień. Po chwili powiedział, że w klubie potrzebny jest masażysta. Zgodziłam się na miesiąc spróbować. I ta próba trwała prawie 25 lat. Już wówczas miałam odpowiednie dokumenty do wykonywania tego zawodu.
Jak wyglądały pierwsze dni w klubie?
W zawodzie dawałam sobie radę, ale najtrudniej było z językiem, bo polskiego wtedy nie znałam jeszcze. To było trudne. W miarę rozumiałam co chłopaki mówią, ale z odpowiedziami było gorzej. Ale ogólnie było bardzo miło, bo w tej grupie byłam jedyną kobietą. Wszyscy do mnie podchodzili z takim szacunkiem. Bardzo mile wspominam ten czas. Spotykam nieraz moich chłopców, wówczas byli bardzo młodziutcy, a teraz to dojrzali mężczyźni. Bardzo szybko ten czas zleciał.
Pamięta pani jakieś szczególne chwile, dobre, a może też i złe?
Złych raczej nie było i nie pamiętam, ale za to pięknych momentów było dużo. Najbardziej zapamiętane jest zdobycie wicemistrzostwa Polski w 2006 roku. To można powiedzieć było święto całego Głogowa. Pamiętam, jak po którymś zwycięstwie w finale cała drużyna podrzucała mnie w hali. To były niesamowite przeżycia. Śmialiśmy się i na zmianę płakaliśmy. Bardzo mile wspominam nasze obozy przygotowawcze w górach i nad morzem. Pamiętam, że chłopaki za bardzo nie lubili jak ja z nimi trenowałam w terenie. Mówili żartem do trenera, by nie musieli ze mną biegać, bo ich zaganiam. Było tak, jak im kazałam wchodzić do wody i nie ważne czy była zimna czy nie. Mówiłam, że „jeżeli ja wchodzę, to i wy możecie".
Takie kształtowanie charakterów...
Oj, tak, tak. Przecież mężczyźni tak powinni, prawda?
Który z zawodników wpadł pani szczególnie w pamięć?
Pamiętam bardzo wielu. Na początku to był Darek Kubiak. Później Grzesiu Piotrowski, bracia Kaczmarkowie, Darek „Wafel" Konrad. Co prawda, z Darkiem na początku było dość ostro, ale w sumie później było bardzo fajnie. Trzeba też koniecznie wspomnieć braci Jureckich. Bartek był zawsze bardzo miły i grzeczny, a Michał to był taki charakterek. Ale tak naprawdę to wszystkich lubiłam.
A jak wyglądała współpraca z trenerami? Przecież w tym okresie przez klub przewinęło się ich sporo...
To prawda. Kiedyś policzyłam, że w okresie mojej pracy było 17 trenerów. Byli tacy co pracowali miesiąc czy pół roku. Nieraz było tak, że zanim się do tego czy tamtego przyzwyczaiłam, to już ich w klubie nie było. Nie chcę ocieniać ich warsztatu trenerskiego, ale zawsze dziwiłam się, dlaczego nie dane było trenować Chrobrego przez kogoś z Głogowa. Byli w sztabie, ale nie jako pierwsi trenerzy, a byli bardzo dobrzy. Zawsze ściągany był ktoś z zewnątrz.
Kiedy zakończyła pani przygodę ze szczypiorniakiem?
W 2016 roku. Było piękne pożegnanie. Dostałam prezenty, a nawet dożywotni karnet na wszystkie mecze Chrobrego w całej Polsce, uprawniający do wejścia za darmo.
Korzysta pani z tego przywileju?
Nie korzystam. Mam trudności z chodzeniem. Muszę poruszać się o kulach. Jak mąż żył, do z nim jeździłam, a teraz nie ma z kim. Trudno jest mi gdzieś dotrzeć.
Jak to się w ogóle stało, że z Ukrainy trafiła pani do Polski?
To był czas gdy rozpadł się Związek Radziecki. Pozamykali kopalnie i huty. Nasz cały kraj był rozwalany. Zwalniali ludzi, pieniędzy nie płacili. Trzeba było gdzieś wyjechać, to wyjechaliśmy. Do Głogowa trafiliśmy przypadkiem. Pociąg był tak nabity ludźmi, że trudno było się ruszyć. Nagle w Głogowie wielu ludzi zaczęło wysiadać, to i my wysiedliśmy.
Teraz w pani kraju toczy się wojna. Mam pani tam jakąś rodzinę, jak teraz wygląda pani rodzinne miasto?
Zostało tam dużo rodziny, przyjaciół i znajomych. Dla mnie jednak ten temat jest bardzo wrażliwy i nawet nie chcę o tym nic mówić. Bo z tego powodu można pokłócić się nawet ze swoimi bliskimi, z siostrami i braćmi. Ukraina została jakby podzielona na pół, dlatego ja nie będę o tym mówić. O polityce i religii lepiej nie rozmawiać.
Zawsze pani była bardzo aktywna, a teraz chodzi pani o kulach. Jak ogólnie z zdrowiem?
Jakoś trzeba się ruszać. Zimą rzadziej wychodzę, raczej tylko do sklepu. Mam koleżanki, które mi pomagają. Pomocny jest mi również zawsze Julo Pawełkiewicz z pobliskiej cukierni. Bardzo fajny kolega. Dziękuję wszystkim za ich pomoc.
Jakie ma pani marzenia?
Przed naszą rozmową opowiadaliśmy sobie z panem o Głogowie, o jego zniszczeniach i odbudowie. Zawsze chciałam wejść na wieżę ratuszową. Teraz od pana dowiedziałam się, że dam radę, że są tam wystawy i ławeczki, i nie jest to takie męczące. Jak będzie ciepło to spróbuję.
Dziękuję i oby marzenie się spełniło
(KZ)
chwast09:26, 10.05.2024
0 0
marzenie ziemniaka 09:26, 10.05.2024