Zamknij

Zginął w szkolnej kotłowni. To historia, która wstrząsnęła Głogowem [WIDEO]

. 18:40, 14.10.2025 Aktualizacja: 00:11, 15.10.2025
1

W murach I Liceum Ogólnokształcącego w Głogowie niedawno obchodzono 80-lecie szkoły. Wspominano nauczycieli, absolwentów, dyrektorów. Ale wśród tych nazwisk nie pojawiło się jedno – Jana Niedbalca. Przez ponad dwie dekady był częścią tego miejsca. Woźny, palacz, człowiek, który codziennie budził szkołę do życia.

Rozmawialiśmy z żoną Jana Niedbalca. Wystąpiła przed naszą kamerą. Opowiedziała, ze łzami w oczach, tę historię. Wzruszającą do łez.

– Na początku pracował w szkole podstawowej – wspomina jego żona Helena Niedbalec. – Dyrektor Patyk ściągnął Janka do liceum. Dostał mieszkanie, a my zrobiliśmy z tego dom. Ja też tam pracowałam, sprzątałam. Przez 12 lat. Później okulista mi zabronił – pamięta. 

Jan był w szkole od świtu do nocy. Znał każdy kąt, każdą rurę i każdy piec. Naprawiał, nosił opał, chodził po zakupy dla sprzątaczek, na pocztę i do banku.– Ganiali go, ale on zawsze się śmiał, że i tak wszystko zrobi. Nieraz mówił, że on w tej kotłowni umrze – mówi pani Niedbalec.

12 października, w Dzień Wojska Polskiego, wszystko potoczyło się tak jak zwykle. Jan wstał wcześnie, by rozpalić w kotłowni.– Zanim wyszedł, zapytałam, co chce na obiad. Powiedział: Pierogi, lubię pierogi  – wspomina żona. – Zrobiłam mu kawę, jak zawsze. Postawiłam na stole. Ale nie wrócił – wspomina. 

O siódmej grzejniki były wciąż zimne.– Pomyślałam, że może się gdzieś zasiedział. Poszłam do sklepu po ser, potem po gazety, jeszcze do dentystki. A dentystka mówi do mnie: „Pani Niedbalcowa, gdzie jest mąż? Wszyscy go w szkole szukają – opowiada.

Pobiegła z powrotem do szkoły. Kawa nadal stała na stole, nietknięta.– Rzuciłam wszystko i zaczęłam go szukać. Po korytarzach, w pawilonie, w salach. Spotkałam panią Zielińską. Mówię: Coś się musiało stać, Janka nie ma. Miałam złe przeczucie – wspomina.

Dyżur tego dnia miała pani Piechotowa. To ona wskoczyła do kotłowni i zaczęła szukać.– Po chwili powiedziałam do niej: Zobacz tam, gdzie węgiel. Piechotowa poszła. Po chwili wraca i krzyczy: O Matko Boska, Matko Boska, Niedbalec nie żyje!.

Jan leżał w kotłowni. Zaczadził się podczas pracy. Miał 53 lata.

– Nie pamiętam, co było dalej – mówi cicho pani Helena. – Tylko ten krzyk. I cisza – dodaje. 

Po śmierci Jana rodzina jeszcze dwa lata mieszkała w dawnym mieszkaniu w szkole. Potem się wyprowadzili.– Z początku pamiętali, ktoś przyszedł, zapytał. A później już nie – mówi. – Ale ja wiem, że on tam został. W tej kotłowni, w tych murach – zaznacza. 

Dla uczniów był kimś więcej niż woźnym. Czasem przymknął oko na spóźnienie, czasem pomógł, doradził, po prostu był. Ciepły człowiek, który troszczył się, by w szkole naprawdę było ciepło.

Dziś, gdy pani Helena przechodzi obok budynku liceum, spogląda na komin.– Myślę wtedy, że Jan byłby zadowolony, że w szkole ciepło – mówi. – Bo on zawsze dbał, żeby było.

Mateusz Król

 
 
(.)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
Nie przegap żadnego newsa, zaobserwuj nas na
GOOGLE NEWS
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz (1)

JaśJaś

10 0

Pamiętam tego pana… szkoda, że nie ma po nim żadnej chociaż tabliczki czy klasy imieniem jego ogłoszonej

19:40, 14.10.2025
Wyświetl odpowiedzi:0
Odpowiedz


Dodaj komentarz

🙂🤣😐🙄😮🙁😥😭
😠😡🤠👍👎❤️🔥💩 Zamknij

Użytkowniku, pamiętaj, że w Internecie nie jesteś anonimowy. Ponosisz odpowiedzialność za treści zamieszczane na portalu myglogow.pl. Dodanie opinii jest równoznaczne z akceptacją Regulaminu portalu. Jeśli zauważyłeś, że któraś opinia łamie prawo lub dobry obyczaj - powiadom nas [email protected] lub użyj przycisku Zgłoś komentarz

OSTATNIE KOMENTARZE

0%