Materiały schodzą na pniu. Ostatni raz taki popyt był w czasach komuny. - Obrót w sklepie jest, lecz szkoda, że w takiej sytuacji. Nie cieszy mnie to - mówi Danuta Wawerczak, która prowadzi pasmanterię przy ul. Śniadeckich.
To jest firma rodzinna. Biznes prowadził przez lata ojciec pani Danuty. Sklep z materiałami Ryś był najpierw na rondzie. Pamiętacie? Potem przeniósł się na ul. Staromiejską, a od 1997 roku jest przy ul. Śniadeckich. Na materiały jednak dotychczas nie było takiego popytu, no chyba że wczasach komuny, gdy szyło się ubrania, bo w sklepach niczego nie było. A teraz znów. Danuta Wawerczak opowiada, że jednego dnia obsłużyła aż 80 osób. Sama się dziwi, że dała radę. Cały dzień w sklepie, z krótką przerwą na obiad.
Sklepik jest mały. Wchodzi się do niego tylko po jednej osobie. Panie stoją karnie w kolejce oddalone od siebie o półtora metra. Kupują materiały i gumki na maseczki. Najbardziej chodliwy jest czarny materiał. - W jeden dzień sprzedałam 100 metrów czarnego materiału. W hurtowni się dziwili, że znów zamawiam, bo przecież dopiero co mi dostarczyli. Zamówiłam następny, będę miała po niedzieli. Podejrzewam, że znów tak samo pójdzie - mówi Danuta Wawerczuk. Ale w modzie są także kolorowe maseczki. - Kupują całe gminy ode mnie. Roznoszą po domach, gdzie panie szyją. Zakład karny kupił ode mnie flizelinę i gumki, też tam szyją maseczki z flizeliny. Mam zamówioną dla nich kolejną porcję gumek - aż 1 tysiąc metrów - opowiada.
Pod sklepem zdarzają się różne sytuacje, zazwyczaj ludzie karnie czekają w kolejce, ale zdarzają się tacy, którzy... nie wytrzymują. - Podejrzewam, że to przez tę izolację puszczają im nerwy i nawzajem się poganiają. Staram się rozładował atmosferę. Tłumaczę im, że szkoda nerwów. Mówię im, że przez taką nerwowość osłabiają swój układ odpornościowy. Wtedy się uspokajają - mówi pani Danuta.
RED
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz