Remigiusz Mruk od 11 pracuje w Hucie Miedzi Głogów, jest kierownikiem działu technicznego w dziale głównego automatyka. Po pracy zajmuje się ekstremalnym hobby – driftem, czyli jazdą samochodem w kontrolowanym poślizgu.
Kto nie wie, to wyjaśniamy, czym jest driftowanie. Przede wszystkim trzeba mieć specjalnie dostosowany samochód.
Auto z napędem na tylne koła i zaspawanym mechanizmem różnicowym. Poza tym pomocny jest hydrauliczny hamulec ręczny
– tłumaczy pan Remik, specjalista w tej dziedzinie. Z takiego samochodu wyjmuje się wszystko co niepotrzebne, żeby było lżejsze. Przeważnie zostaje tylko fotel kierowcy. Powinien być kubełkowy, żeby kierowca dobrze wyczuwał auto jadąc na boku. Z okazji Dnia Hutnika sylwetkę Remigiusza Mruka (35l.) zaprezentowano na stronie „KGHM to my”, gdzie przedstawiani są wyjątkowi zdolni ludzie.
Ukończył studia na Politechnice Wrocławskiej na wydziale elektroniki, a potem na wydziale mechanicznym, a w końcu MBA na Akademii Leona Koźmińskiego w Warszawie. Mówi, że takie powiązania się sprawdzają w tym co robi w hucie.
Moja praca polega na utrzymaniu ruchu systemu automatyki. Mój dział zajmuje się także cyberbezpieczeństwem w sieciach przemysłowych
– opowiada. - W czasie studiów we Wrocławiu zacząłem pracować w gastronomii i myślałem, że będę szukał właśnie tam pracy w branży – wspomina, jak niespodziewanie trafił do pracy w hucie.
Na praktyki studenckie. Po ich zakończeniu zdecydowałem, że trochę w niej popracuję i po kilku latach wrócę do Wrocławia
– śmieje się, że jednak całkiem inaczej to się ułożyło. Już jako młody chłopak zainteresował się driftingiem, czyli ekstremalnie szybką jazdą specjalnie przerobionym samochodem w poślizgu. Ale w pewnym momencie myślał, że z tego zrezygnuje.
W 2014 roku miałem poważny wypadek w drodze do pracy. To było z mojej winy – za szybko jechałem i wypadłem z drogi. Ledwo przeżyłem i też ledwo z tego wyszedłem
– przyznaje.
Ale nie jemu.
Byłem tak poważnie ranny, że o mało co nie zostałem okaleczony na całe życie. W głogowskim szpitalu chcieli mi uciąć nogi, gdyż uważali, że nie ma innego wyjścia. Ale dzięki dobrej woli lekarzy z wrocławskiego szpitala oraz bardzo dobremu sprzętowi, jak widać chodzę, a przede wszystkim jeżdżę samochodem. Jestem sprawny
– mówi. Jeszcze kiedy leżał na SOR - ze w szpitalu postanowił, że nie usiądzie już nigdy za kierownicą, lecz jak tylko został wybudzony po dwóch tygodniach ze śpiączki, to zmienił zdanie.
Jeszcze będąc w szpitalu zacząłem szukać kolejnego samochodu, bo ten poprzedni całkowicie rozbiłem
– przyznaje. Uwielbia BMW – takie zniszczył i takie znów sobie kupił, tyle że mocniejsze. Prosto z wózka dla niepełnosprawnych przesiadł się za kierownicę.
Od tamtej pory jeżdżę spokojnie i bezpiecznie. Już żadnego samochodu nie rozbiłem
– zapewnia. No chyba że driftuje...
Co czuje człowiek jadąc 150 kilometrów na godzinę i zaciągając ręczny? Pełną ekscytację, cudowny zapach benzyny i palącej się opony
– opowiada o swojej fascynacji. Zaczynał od amatorskich rajdów off-roadowych. Teraz próbuje swoich sił w drifcie. W okolicy Głogowa nie ma odpowiednich torów do treningów, musi więc jeździć na zamknięte tory wyścigowe. Najbliższe są w Krzywej, Tomaszowie koło Szprotawy, ale czasem trzeba gdzieś dalej pojechać. Ma dwa auta do takiej jazdy: BMW 192 KM do trenowania, a jest w trakcie budowania samochodu na tor wyścigowy: BMW z silnikiem turbodoładowanym. Będzie miało aż 500 KM po jego przeróbkach.
Są to stare auta z bardzo mocnymi silnikami. Jazda takim samochodem w drifcie daje dużo frajdy
– zapewnia. Bardzo dużo opon się zdziera na treningach i bardzo dużo benzyny zużywa do takiej jazdy.
Na jeden trening biorę siedem zestawów opon. Podczas jednego treningu zużywam 14 opon
- uspokaja, że oczywiście są to opony używane w dobrym stanie, ale na zawody już muszą być nowe, żeby dłużej wytrzymały, gdyż w czasie driftu potwornie się ścierają. Poza tym samochód jadąc na maksymalnych obrotach zużywa... ok. 30 litrów benzyny na 40 kilometrów.
Oczywiście na treningu
– podkreśla pan Remik. Taki trening co najmniej raz w miesiącu musi być. Jego największym marzeniem jest wystartować w najwyższej lidze w Europie, której finał odbywa się na Stadionie Narodowym w Warszawie. - Szukam sponsora - mówi Remigiusz Mruk.
(DN)
0 0
Debeściak!