Według prokuratury 39 – letni właściciel firmy z Głogowa Piotr M. ponosi odpowiedzialność za tragiczny wypadek – wybuch gazu i pożar w rozlewni gazu w Głogowie. Akt oskarżenia przeciwko niemu przesłała już do Sądu Rejonowego w Głogowie.
Wypadek, w którym został poszkodowany 20 – letni Paweł z Pęcławia, wydarzył się 24 maja 2023 roku w rozlewni gazu przy ul. Rudnowskiej. Przypomnijmy, że doszło tam do potwornej eksplozji, która była słyszana w całym mieście. A po eksplozji wybuchł pożar.
[ZT]155915[/ZT]
Bezpośrednio przyczynił się do tego młody pracownik, który pracował w tej firmie zaledwie kilkanaście dni. Po spowodowaniu wybuchu płonął żywym ogniem. Został bardzo poważnie poparzony, miał oparzenia na klatce piersiowej oraz narządów wewnętrznych.
Prokuratura Rejonowa w Głogowie zakończyła śledztwo w tej sprawie i do sądu poszedł akt oskarżenia na właściciela tej firmy Piotra M.
Oskarżyła go, że będąc osobą odpowiedzialną za bezpieczeństwo i higienę pracy w swojej firmie nie dopełnił obowiązków zapewnienia prawidłowych warunków pracy w ten sposób, że dopuścił do takich poważnych i niebezpiecznych zadań pracownika bez wymaganego przeszkolenia BHP do pracy związanej z samodzielnym napełnianiem butli w gazem płynnym propan-butan, na dodatek w pomieszczeniu bez prawidłowego wyposażenia zabezpieczającego oraz z narzędziami iskrzącymi nieprzystosowanymi do pracy w strefie zagrożenia wybuchem
- poinformowała rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Legnicy Liliana Łukasiewicz.
Prokurator na podstawie opinii biegłych uznał, że brak było choćby czujników gazu LPG. Ponadto pracownik był bez odzieży ochronnej, nie miał też odpowiednich kwalifikacji do pracy, a w tym nie miał uprawnień Urzędu Dozoru Technicznego wymaganych do obsługi i napełniania przenośnych zbiorników ciśnieniowych. Według prokuratury właściciel firmy przez to wszystko naraził swojego pracownika na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub doznania ciężkiego uszczerbku na zdrowiu - tego dotyczy akt oskarzenia.
To z powodu nieostrożnego postępowania pokrzywdzonego doszło do wybuchu wielu butli z gazem i pożaru na terenie rozlewni, ale odpowiedzialność leży po stronie przedsiębiorcy, który go do tej pracy dopuścił. Pracownik próbował ogrzać sobie ręce nagrzewnicą, gdyby był odpowiednio przygotowany, być może by wiedział o niebezpieczeństwie takiego postępowania
- uważa prokurator.
jak tłumaczy prokurator Liliana Łukasiewicz, w akcie oskarżenia wysłanym do sądu jest zapis, iż pracodawca przez swoje zaniechania nieumyślnie spowodował u pracownika poważne obrażenia: oparzenia termiczne II i III stopnia około 65 proc. powierzchni ciała oraz pourazową niewydolność krążeniowo-oddechową, a w efekcie doprowadził go do ciężkiej długotrwałej choroby realnie zagrażającej życiu.
Jak opisuje prokurator, pokrzywdzony mężczyzna pracował w rozlewni zaledwie od 7 maja, a więc kilkanaście dni. 24 maja napełniał butle z gazem początkowo w obecności pracodawcy, lecz potem samodzielnie. Do godz. 13, gdy doszło do wybuchu, mógł napełnić gazem ok. 60 butli. Czynił to w pomieszczeniu sąsiadującym z innymi halami, a w pobliżu stały dwa zbiorniki na gaz o pojemności 55 tysięcy litrów. Poszkodowany wykonywał swoją pracę – odłączanie napełnianej butli od głowicy napełniającej - bez rękawic ochronnych (a jedynie w zwykłych), a w tym czasie doszło do wycieku gazu płynnego. Gaz ulatniał się do wnętrza hali i poparzył mu dłonie. Pracownik próbował ogrzać odmrożone dłonie opalarką elektryczną, która po uruchomieniu spowodowała wybuch gazu nagromadzonego w hali.
Z powodu wybuchu zaczęła się palić odzież na tym mężczyźnie. Płonął jak żywa pochodnia, wybiegł z hali i zrzucał z siebie płonące ubrania. W tym czasie doszło do kolejnych wybuchów butli z gazem. Siła wybuchu spowodowała rozrzut kawałków butli na odległość nawet kilkunastu metrów od firmy.
Według biegłego bezpośrednią przyczyną wypadku było użycie przez pokrzywdzonego opalarki, którą chciał sobie ogrzać dłonie, po rozszczelnieniu instalacji napełniania butli i wypływie gazu, Pokrzywdzony nie miał ani kwalifikacji, ani nie został w ogóle przeszkolony do pracy przy napełnianiu butli z gazem, a także wykonywał prace szczególnie niebezpieczne bez wymaganego nadzoru. Według biegłego nie miał świadomości z zagrożeń wynikających ze swego działania
- mówi prokurator.
Przedsiębiorca Piotr M. nie przyznał się do postawionych mu zarzutów i odmówił składania wyjaśnień. Grozi mu kara do 3 lat pozbawienia wolności.
(DN)
Zvx12:26, 22.01.2025
3 0
Zwykły przysłowiowy Janusz a nie przedsiębiorca. Kumulacja jego zaniedbań jest przerażająca