Zamknij

Szczęście jak kromka chleba. Najlepiej swojskiego i na zakwasie

19:58, 18.04.2019 Łukasz Kaźmierczak Aktualizacja: 19:58, 18.04.2019
Skomentuj

W domu Krystyny Filipowicz (65 l.) chleb się szanowało i zjadało do ostatniego okruszka. Był największym rarytasem. Jacek Michalski (47 l.) dziś na chlebie robi biznes, i to dobry. W Sobczycach dużo ludzi piecze własny chleb, tak jak Krystyna Filipowicz. Nie dla oszczędności, ale dla smaku i zdrowotności. Czasem dla własnej satysfakcji. Przepisów jest mnóstwo, a i coraz więcej sprzętu. Krystyna Filipowicz też dostała taką maszynę w prezencie, ale nie używa. Robi wszystko ręcznie. Jednak przyznaje, że ten chleb nie jest już taki jak kiedyś jej mama piekła. - W domu był piec z cegły. Zlikwidowaliśmy go - dziś bardzo tego żałuje. - Poza tym od mamy się nie nauczyłam, dopiero sama w dorosłym życiu - przyznaje.

Krystyna Filipowicz z Sobczyc jeszcze pamięta smak chleba z ceglanego pieca i teraz piecze własny.

Dawne chleby były duże i okrągłe, bo piekło się je w specjalnych koszykach. Z boku przy wypiekaniu rosły takie "szyszki", które dzieci uwielbiały jeść. Największy rarytas. Dawniej chleb wyjadało się do ostatniego okruszka, nawet jak już był czerstwy. - Tamten chleb był lepszy niż dzisiejszy. Taki dobry, zbity. Chyba tylko z mąki i z wody, no i na zakwasie, a zakwas był własny na żytniej mące, ale nie wiem, jak go robili. Chyba sól dodawali, lecz nie pamiętam - wspomina i zastanawia się, skąd był taki smak. - Takich chlebów już dziś nie ma - wzdycha, że chyba mąka była lepsza, bo prosto z młyna, własna, z własnej pszenicy. - Tato sam ją niósł do młyna, a potem mąkę trzymaliśmy w jutowych workach na strychu. Mama piekła chleb raz na tydzień, do takiego pieca wchodziło 10 bochenków i wszystkie się zjadało, bo w domu było dużo ludzi do wykarmienia. Siedmioro dzieci. Jedliśmy od razu, taki ciepły. Miał chrupiąca skórkę, aż trzeszczała - uśmiecha się na te smaczne wspomnienia. Teraz sama wyrabia chleb i piecze go w piekarniku. W godzinę i 10 minut, i jest. Ten jest zwykły na wodzie ze słonecznikiem i na drożdżach, ten z płatkami owsianymi i z makiem, a ten na mleku - pokazuje. Zależy co ma akurat w domu: może być orkisz, dynia, sezam. - U nas na wsi dużo ludzi piecze swój chleb. Na mojej ulicy ze trzy, cztery osoby. Także dużo młodych gospodyń - mówi.

Jacek Michalski chleb lubi jeść, jak każdy. Nie wyobraża sobie bez chleba. Sam go upiec co prawda nie potrafi, ale ma od tego piekarzy i ma pomysły, jak go sprzedać. Kiedyś zajmował się czymś całkiem innym, ale od 7 lat prowadzi z żoną piekarnię Grygiel przy ul. Krochmalnej. Wciąż jest tendencja wzrostowa. W czym tkwi tajemnica? - Trzeba się rozwijać. No i świeżość musi być, i różnorodność - przekonuje. No i jeszcze jedno musi być, chyba najważniejsze. Maszyny różne i nowe urządzenia co prawda są, np. chłodnia do mrożenia bułek, które potem na gorąco się wypieka w sklepach. No ale przede wszystkim musi być smak i chrupiąca skórka. - U nas pieczywo jest robione tradycyjnie. Na zakwasach i ręcznie, no i bez polepszaczy - mówi, że ma chyba z 20 - 30 gatunków chleba i do tego jeszcze bułki dochodzą różne. - Jednak zwykłego chleba sprzedajemy najwięcej - przyznaje. Jest pszenno - żytni, wiejski, który ma w sobie więcej mąki żytniej, rodzinny, czyli duży i z domieszką nasion, no i pieczony na kapuście. To chleby białe. A ciemnych jest mnóstwo, długo by wymieniać. Na chlebie też można osiągnąć sukces. Z Głogowa chleby z piekarni Grygiel jadą do Piotrkowa Trybunalskiego, do Piły, do Krotoszyna. Obsługuje m.in. sieć Dino i inne sklepy w Głogowie i okolicach. Ma też własne cztery punkty w mieście. DON

(Łukasz Kaźmierczak)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%