Dom tymczasowy dla bezdomnych zwierząt w Lubowie w powiecie górowskim jest prowadzony przez głogowiankę Jagodę Kosmalę z Fundacji Przyjaciele Czterech Łap. Początki były trudne, a wolontariuszka zaczynała od zera.
- Prawie nikt nas nie znał, trudno było pozyskać środki na zabiegi. Sporo osób próbowało wybić mi ten pomysł z głowy - mówi Jagoda Kosmala, która dodaje, że w końcu znalazła kilka osób chętnych do pomocy. Tak grupa ochotników zaczęła wyłapywać wolno żyjące koty, które następnie były poddawane zabiegom kastracji. Dziś wolontariusze poszukują osób chętnych z Głogowa i okolic, aby przeprowadzić kolejną akcję dla bezdomnych zwierząt.
- W ciągu pierwszego roku zrobiliśmy tylko kilkadziesiąt zabiegów. Nie był to jakiś rewelacyjny wynik, jednak mieliśmy poczucie, że robimy coś ważnego - mówi Kosmala i dodaje, że ich działania przyczyniają się do zmniejszenia bezdomności zwierząt. Każdego roku kastracji było więcej. Wolontariusze rozdawali też talony na darmowe zabiegi dla zwierząt z terenów wiejskich, które miały właścicieli, ale nie było ich stać na wykonanie kastracji.
W tym roku plany pokrzyżował działaczom koronawirus. Kosmala nie ukrywa, że spotykali się z problemami dostępu do środków medycznych w hurtowniach. Z powodu odwołania imprez masowych nie mogli przeprowadzać zbiórek funduszy na rzecz Akcji Kastracji. - Widocznie spadły darowizny na fundację, ponieważ darczyńcy, którzy zawsze nas wspierali, sami nie wiedzieli, co ich czeka. Część straciła pracę, innym zmniejszono pensje - opowiada ze smutkiem Kosmala i dodaje, że kastracje musiały zaczekać.
Dziś wolontariusze wracają do działań i planują kolejne zabiegi. Po czterech latach prowadzenia akcji udało się wykonać ponad pięćset kastracji, a liczba stale rośnie. Niestety to wszystko kosztuje, a cena jednego zabiegu w zależności od płci i wielkości zwierzęcia waha się od stu do nawet pięciuset złotych.
- Łatwo więc policzyć, że przez te cztery lata na kastracje wydaliśmy ogromne kwoty, ale nie poddajemy się i walczymy o fundusze na ten cel - mówi inicjatorka akcji, która podkreśla, że pod opieką stale mają ok. 60 zwierząt - Koty trafiają do nas w różnym wieku i stanie. Psy są stare i chore, mają małe szanse na adopcje, ale opiekujemy się nimi i staramy zapewnić godne życie - wyznaje Kosmala. Suczka z połamanym kręgosłupem, która nigdy już nie będzie chodzić, psy z chorym sercem, tarczycą, nowotworami, niewydolnością trzustki czy też niewidome zwierzaki to nieliczni podopieczni "Jagodzianek".
- Staramy się nie oszczędzać na badaniach. Jeśli trzeba, jeździmy z nimi do specjalistów we Wrocławiu lub do kliniki na Uniwersytecie Przyrodniczym. Oszczędzamy na innych rzeczach. Nie kupujemy koców, zabawek czy akcesoriów typu miski, smycze, obroże i kuwety. W tym wszystkim wspierają nas darczyńcy. Teraz najważniejsze są fundusze na Akcję Kastrację - mówi Kosmala. - Marzę też o powiększeniu kociej woliery i remoncie pokoi, w których żyją zwierzęta, ale to wszystko odkładamy na później, ponieważ ważniejsze jest dla nas ograniczanie urodzeń niechcianych szczeniąt i kociąt, które lądują w schroniskach - dodaje.
RED
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz