Pani Agnieszka dopiero w wieku 24 lat usłyszała, że jest chora na stwardnienie rozsiane. To nie był żaden wyrok, bo jeszcze przez ponad 10 lat żyła niemal zwyczajnie. Ba! Jeszcze dwa lata temu myślała, że będzie dobrze. Jednak kiedy urodziła drugiego synka – co było jej wielkim marzeniem - choroba położyła ją do łóżka i przykuła do wózka inwalidzkiego. To nie było jeszcze najgorsze, kiedy miała przy sobie kochającego męża. Ale dwa miesiąc temu zabił go rak. Dziś leży, opiekuje się dziećmi – Olusiem( 4l.) i Maksem (2 l.) – z pomocą wspaniałych rodziców. Grażyna i Józef Sobińscy mówią, że inaczej postąpić nie mogli. Spakowali się i przeprowadzili do córki. Widzieli jak umiera ich ukochany zięć, a teraz próbują – mimo naprawdę trudnych warunków mieszkaniowych – żyć normalnie, na ile się da. - Nikt nie odmawia nam pomocy. Mamy świetnych sąsiadów, mamy pomoc fundacji, ludzie dobrej woli nie zostawili nas samych sobie. Bez tego nie dalibyśmy rady – mówi pani Grażyna. Pokazuje dom, który jej córka ze świętej pamięci mężem kupili. Bo w Krępej w gminie Przemków chcieli sobie ułożyć życie. Nie zdążyli go wyremontować. - To dom praktycznie do rozbiórki, ruina – przyznaje Józef Sobiński. On i jego żona pokazują domek holenderski, o który wystarała się dla nich fundacja i stoi już na ich podwórku od blisko miesiąca. - Chcemy w nim zamieszać. Tu jest cieplej i lepiej. Jeszcze tylko podjazd dla osób niepełnosprawnych i będziemy mogli zacząć nowe życie – dodaje pani Grażyna. Wierzy, że to nie potrwa długo. Może rok, dwa, bo może, dzięki pomocy dobrych ludzi, uda się w końcu wyremontować dom murowany. - A przez ten czas będziemy mieszkać w przyczepie, w której będziemy mieli lepiej – pan Józef pokazuje salon, malutki pokoik i łazienkę. W przyczepie przynajmniej nie śmierdzi sadzą, którą przesiąknął już cały murowany dom. Oni mieszkają w malutkim pokoiku koło kuchni, a córka Agnieszka z dziećmi w drugim. Piec nie działa, bo wysiadła pompka. Rodzina dogrzewa się farelkami.
Ale jakby to strasznie nie wyglądało, to bynajmniej nie przeraża mieszkańców tego domu w Krępej. Bo w tym domu nie ma osób, które wątpiłyby, że coś może się nie udać. Tu jest nadzieja i wiara, że będzie dobrze. - Ja nie wierzę, ja to wiem – mówi nam Agnieszka Broda, kiedy pytamy, czy wszystko będzie dobrze. - To nie jest choroba moich dzieci czy moich rodziców. To moja choroba. Dlatego oni na pewno dadzą sobie radę. Wychowam synów na dobrych ludzi – dodaje. Kiedy to opowiada leżąc na łóżku, wokół niej biegają Oluś i Maks. Uśmiechnięci, rezolutni. Oluś to typowy konstruktor. O wszystko pyta. - Ze swoim tatą dużo przebywał. Tęskni za nim. Bardzo – ze łzami w oczach mówi o tym dziadek Józef. - Kiedy mówię mu, że ja coś z nim zrobię na podwórku, to on mi odpowiada, że chciałby to zrobić tatą. A taty już nie ma – dodaje pan Józef. Dziadek dogląda ziemi, hoduje kurki, dba o jabłonie na posesji. - Dajemy sobie radę. Jeszcze jakby człowiek mógł w tych czasach w chlewiku świnkę trzymać, to w ogóle byłoby dobrze – dodaje. W poniedziałek naprawiał płot.
W tym domu, tak tragicznie doświadczonym przez choroby, jest dużo nadziei. Chyba tknęła ją w tę nieruchomość i jej mieszkańców wielka miłość. Pani Agnieszka bardzo kochała swojego męża. Rak trzustki był jednak silniejszy. Teraz trzeba żyć dla dzieci i je wychować. - Spotkałam męża, kiedy wracałam z wycieczki z gór. Przyjechał po mnie. I tak zostaliśmy – uśmiecha się na samo wspomnienie. Zresztą rodzice nie mogą się zięcia nachwalić. - Kiedy brali ślub, Marek wiedział, że Agnieszka jest chora na SM. Nic sobie z tego nie robił. Później zapragnęli mieć dzieci. Agnieszka o tym marzyła. Lekarze odradzali, ale oni bardzo chcieli. I tak przyszedł na świat cztery lata temu Oluś – opowiada pani Grażyna. - Zięć był zaradny, pracował, naprawiał samochody. Trochę było im ciężko, bo remont domu to były zbyt wysokie koszty dla nich. To ich przerosło. Ale córka nie chciała stąd wyjechać. Mówi, że tu jest pięknie, nie ma ruchu aut, cisza, spokój i ptaki śpiewają. Dlatego jesteśmy tu nią. Od pięciu lat – opowiada pani Grażyna, która od rana do wieczora opiekuje się córką i wnukami. Dziakowie mają już swoje lata. Też są schorowani. Żyją z emerytur i renty córki. - To nie wystarcza. Leki są teraz bardzo drogie, potrzebna jest ciągła rehabilitacja Agnieszki. Jest ciężko. Dobrze, że ludzie pomagają. Wierzę, że pomogą również wyremontować dom. Na portalu pomoc.pl/dla-rodziny-broda trwa właśnie zbiórka pieniędzy z celem ustawionym na 100 tys. zł. W stosunku do potrzeb, to naprawdę niewiele, a na razie wpłaty wniosły ponad 70 tys. zł. Zebrane pieniądze zostaną przeznaczone na leczenie i rehabilitację pani Agnieszki, aby zatrzymać szybko postępującą chorobę. Jak również na zakup materiałów budowlanych, które zostaną użyte do remontu bardzo zniszczonego domu i przystosowania go do życia dla osób niepełnosprawnych. - Nigdy nie jest łatwo prosić o pomoc i pewnie my byśmy nie prosili, ale tutaj chodzi o dzieci. O naszą córkę. Dlatego jesteśmy zmuszeni. Sami po prostu nie damy sobie rady – mówi pani Grażyna. Tej rodzinie naprawdę warto pomóc.
TUTAJ LINK DO ZBIÓRKI NA POMOC.PL
LUK
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz