Zamknij

To był rejs życia Katarzyny Staniak: Pogorią po Morzu Śródziemnym

12:39, 11.04.2020 Łukasz Kaźmierczak Aktualizacja: 12:39, 11.04.2020
Skomentuj

Przeżyła sztorm 11 w skali Beauforta, miała chorobę morską i weszła na najwyższą reję, chociaż się bardzo bała. Ale... - Bój się i rób - to hasło głogowianki Katarzyny Staniak (43 l.), która się wybrała w rejs statkiem Pogoria po Morzu Śródziemnym. 

Dziś jest z siebie niezwykle dumna, ale nie wie, czy jeszcze kiedyś powtórzy to doświadczenie... - Może wybiorę jednak coś innego, jakieś inne wyzwanie - śmieje się Katarzyna Staniak, która w ten sposób realizuje swoją życiową filozofię przełamywania własnych barier. - Właśnie dlatego, gdy zobaczyłam ogłoszenie o organizowanym z Głogowa rejsie, to był impuls. Coś niewyobrażalnego, dotychczas poza moim zasięgiem. Dlatego postanowiłam się zgłosić - opowiada. 

Wcześniej nigdy czegoś takiego nie doświadczyła, więcej nawet - nie wyobrażała sobie, że będzie do czegoś takiego zdolna. Kiedyś organizowała szkolenie o przekraczaniu własnych granic, przełamywaniu lęków. Postanowiła teorię wypróbować na sobie. - Pomyślałam, że co mi szkodzi, przecież to tylko kilka dni na statku. Więc zgłosiłam się, wpłaciłam pieniądze i nie było odwrotu - mówi.

- To nie było moje życiowe marzenie, w takim sensie, że zdawałam sobie sprawę, iż to nie będzie dla mnie przyjemne - opowiada. Rejs szkoleniowy dla grupy głogowian rozpoczął się 29 lutego. Statek czekał na grupę w Nicei. - Już samo wejście na statek spowodowało u mnie dyskomfort. Dla człowieka nienawykłego do takiego stanu, to było niesamowite, że cały czas wszystko się rusza - wspomina, że jak pomyślała, że tak będzie przez tydzień, nie było jej miło. Na początku razem z innymi przeszła szkolenie, podzielono ich na cztery wachty. - Dowiedzieliśmy się, że trzeba się mocno trzymać lin, szczególnie w nocy, bo jak ktoś wypadnie, to już po nim. To działało na wyobraźnię - mówi. Trzeba było główkować, jak wykonać powierzone zadanie, a nie wypaść za burtę.

- Ktoś z takim lękiem jak ja naprawdę bardzo to przeżywa - zapewnia. Tym bardziej, że dostała nocną wachtę. - Nic nie było widać. Bałam się podwójnie - opowiada o tych czterech godzinach nocnego dyżuru. Jednak nie było czasu się bać, bo już na początku podróży rozpętał się sztorm 10 - 11 w skali Beauforta. - A ja na pokładzie - wspomina. Wszyscy przemoczeni. Buty, spodnie, kurtka - wszystko mokre. Na szczęście mogła wejść pod pokład, ale od razu dopadła ją choroba morska. - 8 godzin chorowałam, miałam wszystkie objawy. Nie byłam w stanie ruszyć ręką ani nogą - wspomina tamte trudne chwile. - Wtedy jedyny raz sobie pomyślałam: Po co mi to było? Nigdy więcej! - No ale to był tylko taki jeden dzień - śmieje się dzisiaj, gdy to wspomina. 

Innym razem była wachta pod pokładem, 10 - godzinna. Przygotowywanie posiłków, sprzątanie statku, w tym toalet. - Ale przynajmniej czułam się bezpieczniej - wspomina. Najgorzej było, jak wchodzili do portu, lecz nie można było blisko podpłynąć. - Przewożono nas jednym pontonem na zmianę, po 6 osób. Ponton skakał przez fale, a bliskość morza była przerażająca - mówi. Potem trzeba było jeszcze z pontonu zejść, a w drodze powrotnej wejść na statek po chybotliwej sznurkowej drabinie. - Coś strasznego - krótko wspomina. Jednak to przeżyła. Najbardziej jest dumna z tego, że weszła na reję. - Postanowiłam sobie, że się przemogę, bo przecież nie przyjechałam tu leżeć,  i wejdę do pierwszego gniazda, czyli do połowy. Zrobiłam tak jednego dnia, a drugiego postanowiłam powtórzyć. Gdy już tam byłam, z góry schodził chłopak, który zapytał mnie, czy dalej idę, a ja mu powiedziałam, że nie. Odpowiedział: Tam jest świetnie. Więc poszłam - wspomina. 

Wracała z rejsu z ulgą, że to już koniec, no i że dała radę, że się przemogła. Po przyjeździe do Głogowa poczuła się niesamowicie, jakby ktoś jej wstrzyknął duży zastrzyk energii. - Zyskałam większa pewność siebie, świadomość, że jestem zdolna do czegoś, czego wcześniej się bałam. Wszystko tkwi w naszej głowie, a wszelkie bariery są przez nas wymyślone - uważa, że to był wspaniały czas, czas rozwoju i odmiany. - Byłam tam całkiem sama, w sensie bez znajomych, miałam czas na przemyślenia co ja tu robię i co z tego wyniosę. Powiem dziś jedno: polecam taką wycieczkę wszystkim kobietom. 
RED

(Łukasz Kaźmierczak)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%