Proboszcz parafii w Białołęce był w Peru. Mieszkał w Andach wśród Indian Keczua. - To był mój urlop, ale za zgodą i wiedzą biskupa - zdradza ksiądz Sebastian Kluwak.
To była niesamowita wyprawa, na dodatek w bardzo odległe zakątki. Jednak ten wyjazd nie był tak do końca turystyczny. Proboszcz Sebastian Kluwak opowiada, że jego przyjaciel ze studiów Paweł Ptak jest misjonarzem w Argentynie. - Ponieważ właśnie się zastanawia, czy nie zmienić miejsca swojej misji, postanowiliśmy razem wybrać się do Peru, żeby sprawdzić, jak się tam żyje i jakie są tam możliwości oraz warunki funkcjonowania Kościoła Katolickiego oraz potrzeby w tym kraju - mówi nam, że to trudno dostępne tereny górskie zamieszkane przez Indian Keczua. I nie ukrywa, że brakuje tam księży katolickich. - Paweł chciał zrobić rekonesans, a ja mu towarzyszyłem. Kiedyś przecież chciałem zostać misjonarzem i to we mnie jakoś zostało - przyznaje proboszcz.
W podróży przez 10 dni. Z Polski poleciał do Francji, a stamtąd do Peru. Podróż między kontynentami, z Paryża do Limy, trwała 13 godzin. Pociągami, autobusami i busami. Dotarł wysoko w góry - 5 tysięcy metrów nad poziom morza. - W Peru jest bardzo duży reżim sanitarny. Praktycznie nie ma nikogo bez maseczki nawet na wolnym powietrzu. Przeważnie noszą tam dwie. W pociągach musieliśmy siedzieć w maseczce i w przyłbicy. Obowiązuje tam także całkowity zakaz jedzenia i picia. To było uciążliwe, lecz daliśmy radę - wspomina.
Ksiądz opowiada, że razem z przyjacielem wędrowali od wioski do wioski, odwiedzili wiele pięknych miejsc i przyglądali, jak żyją tam ludzie. Kościół Katolicki pracuje nad tym, aby było tam więcej więcej misjonarzy, lecz niestety śmiałków brakuje.
RED
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz