Zamknij

Głogowianie trzymają się tradycji, ale... włoskiej. Na Wigilię wolą makaron zamiast karpia

. 16:30, 24.12.2024
Skomentuj

Makaron musi być! Robimy Wigilię po włosku – śmieje się głogowianka Teresa Gierczak, która wyszła za mąż za Francesco Gaglione. Mieszkają od lat w Głogowie, prowadza pizzerię Salernitana na Koperniku. Spędzą święta z synami: Matteo, Robertem i Sebastianem. Po kolacji będą grali w tombolę.

Wszyscy uwielbiamy jak Francesco gotuje! On jest mistrzem kuchni włoskiej, wyniósł to z domu

– chwali pani Teresa, szczęśliwa, że ma takiego męża. Już od 25 lat! Dlatego na wigilijnych kolacjach już dawno zrezygnowali z tradycyjnego karpia smażonego, na rzecz tradycji, ale włoskiej. W swoim domu w centrum Głogowa co roku przygotowują pyszne dania, karmiąc nimi także licznych gości, którzy ich odwiedzają w Wigilię oraz święta Bożego Narodzenia, i nie tylko.

Już jest plan kolacji wigilijnej

Na pierwsze danie koniecznie musi być spaghetti a'la vongole, ulubione danie całej rodziny, z czosnkiem i pietruszką. Vongole to takie małże, najdelikatniejsze w smaku, w cienkich skorupkach. Potem ryby i owoce morza z pieca. Muszą być koniecznie smażone krewetki i kalmary, bez tego dania nie ma Wigilii. Będzie także sałatka z karbów oraz brokuła i kalafiora z oliwkami. Po wszystkim pojedzą orzechów.

Z polskich dań robię tylko krokiety

– śmieje się Teresa Gierczak, która już się nie może doczekać tej świątecznej uczty. - Pierogi z kapustą i grzybami przyniosę od mamy, tak samo gołąbki, które Francesco bardzo lubi – zapowiada. 25 grudnia, w pierwszy dzień świąt, jedzą to, co z wigilijnej kolacji zostaje...

Oni solidnie ucztują

Palce lizać.

Już od miesiąca mam w zamrażalniku kilka kilogramów krewetek na tę wigilijną kolację, specjalnie wybranych. Vongole, małże, ośmiornice, kalmary i mintaja

– wylicza Francesco Gaglione, co ma już zamrożone i co przygotuje na świąteczny stół. Ale przypomina, że we Włoszech wcale nie jest najważniejsze, co się je w ten wigilijny wieczór, lecz co się robi po jedzeniu. Bo to jest święto całej rodziny, więc trzeba rodzinnie spędzać czas.

To jest u nas bardzo ważne

– podkreśla. Dlatego po kolacji cała rodzina nie rozchodzi się, lecz zostaje razem.

Wspólnie spędza czas

Rozmawiamy, gramy w tombolę, taką popularną grę we Włoszech. W zeszłym roku na naszej Wigilii było chyba z 18 osób: żony rodzina, moja mama przyjechała, no i nasi znajomi z Głogowa. Wszyscy grali!

- wspomina.

Teresa Gierczak to dziewczyna z Kopernika, z ul. Galileusza. Śmieje się, że teraz dawny blok widzi z okien swego lokalu, bo razem z mężem od dziewięciu lat prowadzą pizzerię Salernitana. Poznali się, gdy jako 18 – letnia dziewczyna wyjechała do Włoch za pracą.

Ciężkie to były czasy w naszym kraju, dlatego zdecydowałam się na emigrację. Byłam we Włoszech opiekunką do dzieci, a Francesco poznałam przez moje polskie koleżanki. Nie powiem, na początku trudno było się zrozumieć, bo jednak język, inna kultura, inne tradycje i zwyczaje. Ale teraz ja mówię po włosku, także w dialekcie z jego rodzinnego regionu, a on po polsku. Jesteśmy razem od 25 lat, a po ślubie od 22. Mamy trzech synów, z których najstarszy urodził się we Włoszech, a pozostali w Polsce

– mówi. Poznali się w Salerno, skąd pochodzi rodzina Francesco.

Gdy razem wrócili do Polski, ona pracowała w Biedronce, a on na budowie.

We Włoszech mój Francesco był specjalistą od malowania i tynkowania, z zawodu jest dekoratorem ścian. Mój mąż potrafi wyczarować przepiękne ściany, nazywa się to po włosku stucco weneziano, czyli stiuki weneckie. Marzę o takich, obiecał, że kiedyś nam zrobi

– śmieje się pani Teresa i pokazuje jego ostatnie dzieło: podwieszany i specjalnie podświetlony sufit w kuchni i salonie w ich domu.

A ja przecież całymi dniami pracuję w pizzerii

– Francesco podkreśla, że się napracował. Na początku w Polsce wynajęli mieszkanie w wieżowcu na Koperniku, a Francesco pracował na budowie. Niestety, płacili mu na raty. - Nie dało się żyć – wspomina, że to było powodem jego wyjazdu do pracy do Niemiec.

W szybkim czasie pojawił się nasz drugi syn Robert, a potem Sebastian. Byłam więc w Polsce sama z trójką dzieci, a Francesco pracował daleko. Ciężko było

– wspomina pani Teresa, a Francesco zaraz dodaje, że jemu też nie było lekko, bo pracował od 5 rano do 20, żeby zarobić na rodzinę.

Jak tu w Polsce byłam sama, to poznałam bardzo dużo koleżanek. Ciągle mieliśmy jakichś gości, a jak Francesco przyjeżdżał, to dla nich gotował. Wszyscy zachwycali się jego wspaniałą kuchnią, a ja byłam dumna

- przyznaje, że zaczęli wtedy myśleć, czy by jakoś tej jego niezwykłej umiejętności nie wykorzystać. - Pochodzę z dużej rodziny przedsiębiorców, którzy prowadzili sklep i piekarnię. W domu się codziennie robiło pizzę, babcia mnie uczyła gotować – opowiada Francesco skąd się tej sztuki nauczył.

I faktycznie, przy ul. Perseusza na Koperniku wynajęli lokal, który... przez dwa lata remontowali i urządzali.

Ale w końcu 9 lat temu otworzyliśmy nasz wymarzony lokal, naszą pizzerię

– opowiadają. - Robimy pizzę tradycyjną, jak u mnie w domu w Salerno. Moja babcia i mama mnie tak nauczyły. Tak samo makaron robię z przepisu babci, na przykład bolognese z groszkiem. Dużo ludzi się już do niego tutaj przekonało – zapewnia Francesco Gaglione. Prawie każda pizza ma u nich swoją historię. Na przykład Rosa to imię jego mamy, a pizza jest... z ziemniakami.

Robiłem taką, gdy byłem mały

– wspomina Francesco.

Oboje pracują od rana do wieczora, prawie wszystko robią sami, choć kiedyś pomagał im najstarszy syn, a teraz młodsza dwójka przychodzi ich wspomagać po szkole. Francesco przychodzi do pracy już o 8, bo robi zakupy i szykuje ciasto na pizzę, które musi rosnąć 24 godziny. Teresa jest w pracy od 11 do 20. Niedziele mają zamknięte, bo to dzień dla rodziny. Przed świętami, na Wigilię i całe święta też będą mieli nieczynne.  

W niedziele gotujemy obiady. Francesco robi na pierwsze danie makaron, a ja przygotowuję drugie danie polskie tradycyjne. Tak się nauczyliśmy i to nam smakuje

– opowiada pani Teresa. W poniedziałki odpoczywają. Właśnie wtedy się spotykamy. W tym roku na Wigilię ma przyjechać ich najstarszy syn, który mieszka za granicą.

Nie możemy się już doczekać

– mówią zgodnie. Będą u nich także przyjaciele z Głogowa, których osiem lat temu poznali w swoim lokalu, a teraz zostali chrzestnymi ich dziecka. No i rodzina pani Teresy. Jak zwykle, gości cały dom.

(DN)

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
(.)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
Nie przegap żadnego newsa, zaobserwuj nas na
GOOGLE NEWS
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(1)

BluBlu

2 0

Wszystkiego najcudowniejszego dla całej rodziny i przyjaciół🎄

00:47, 25.12.2024
Odpowiedzi:0
Odpowiedz

OSTATNIE KOMENTARZE

0%